Wzbudzony Stańczyk

______

Wiktor Kołowiecki


"Zdarzenia nie-optymistyczne" miały miejsce w „Chatce Żaka”. Obrazy trudno było mi jednoznacznie ocenić, chociaż ostatecznie taką wystawiam. Mimo niezaprzeczalnej siły części obrazów nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że ktoś tu jest okłamywany – albo widz przez artystę, albo artysta przez samego siebie.

Zacznijmy od tytułu. Czym są zdarzenia nie-optymistyczne? Prawdopodobnie zdarzenia nieprzyjemne na tyle, że już nie są optymistyczne, ale jednocześnie jeszcze nie pesymistyczne – takie małe życiowe niewygody, problemiki, sentymenty, budujące razem pewną szczególną rzeczywistość oswojonego smutku. Smutek ten przeziera z każdego pociągnięcia pędzla, więc mimo iż prace są dowcipne, to jest to dowcip bardzo melancholijny. Tytuły poszczególnych prac w wielu przypadkach tworzą z nimi nierozłączną całość, niczym puenta dowcipu.

Co zatem przedstawiają te obrazy? Widzimy tu przede wszystkim postaci ludzkie, które ukształtowała ich historia i emocje. Postaci kobiece, które przeważają w dziełach Strzemieckiego przedstawione są w sposób mocno przedmiotowy i cielesny. Trudno powiedzieć, na ile jest to szczere przedstawienie, a na ile zmyślna prowokacja. Mniej lub bardziej jawnie erotyczne treści są zresztą dominantą tej wystawy ("adam i ewa 2", "zakręć zawór kolego bo ci wypłynie" czy "no no ty mały słoniku"). Autor wyraźnie uważa seks za oś, wokół której obraca się cały świat lub, co bardziej prawdopodobne, wokół seksu obraca się świat autora i stąd autor dokonuje owej karkołomnej ekstrapolacji. Zdeformowany i lekko skubizowany figuralizm przenika się z elementami abstrakcyjnymi w różnych proporcjach. Artysta używa przeważnie zgaszonych barw, przeważają tu kolory brunatne, róże i żółcienie.


Muzeum Otwarte

_______

Karolina Miszczak


Spotkanie z Raimundem Steckerem, dyrektorem Lehmbruck Museum w Duisburgu (wcześniej długoletnim dyrektorem Kunstverein w Düsseldorfie), które odbyło się 4 listopada 2011 w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, zainaugurowało drugą edycję projektu "Muzeum Otwarte". Przedsięwzięcie jest owocem współpracy Muzeum Sztuki Nowoczesnej oraz ASP w Warszawie. Wyróżniono w nim sześć bloków tematycznych, zatytułowanych: Krytycy i krytycy, Po końcu fotoreportażu. Co dalej?, Nowe piętro, Nowe ruchy społeczne, Cięcie oraz Akademia. Wieczorne spotkanie rozpoczęło ostatni z wymienionych cykli, wprowadzając zebranych w dyskusję nad kształtem Akademii (czy - ogólniej - akademii). Pominę tłumaczenie zawiłości instytucjonalnej dyplomacji, wyjaśniające ustępliwy gest MSN wobec wycofanego dotąd, dopiero wzrastającego na artystycznej scenie stolicy gracza ASP. Warto jednak zwrócić uwagę na symboliczne otwarcie i zawiązanie współpracy pomiędzy muzeum a akademią na nowych obszarach (spotkanie zorganizowano skądinąd w auli głównej ASP, więc obszary są tu rozumiane jak najbardziej dosłownie), dotąd objętych niepisaną tajemnicą pracowni. Trudno nie wysnuć z tego faktu kilku wniosków.

Wyznania Roee Rosena

Z Roee Rosenem rozmawia Agnieszka Chwiałkowska i Maciej Popławski


Powołałeś do życia Justine Frank, czy chciałbyś żeby Twoje życie i odbiór prac był analogiczny do niej? 


We wczesnych etapach pracy nad projektem, którego ukończenie zajęło mi niemalże dekadę, myślałem, że zbyt uciążliwe będzie tworzenie wyłącznie pseudo-surrealistycznych obrazów. Uciążliwe dla mnie oczywiście. Stwierdziłem też, że powinienem pracować schizofrenicznie, zarówno jako Justine Frank, jak i ja sam, ale pod przykrywką Justine Frank, i przez kilka lat musiałem na dobrą sprawę zaniedbać moją własną twórczość i zostać zniewolony wyłącznie przez nią, więc był to proces kontrolowania jej przeze mnie i mnie przez nią.

Czy uważasz, że taka osoba jak Justine Frank mogła naprawdę istnieć? Czy jest ona odbiciem jakiejś istniejącej osoby ?

Pierwotnie Frank miała być jedną z kilku fałszywych postaci w projekcie, który nazwałem Six obscene personas, do udziału w którym chciałem zaprosić innych artystów, pisarzy, reżyserów, by wprowadzili moralnie podejrzane/wątpliwe postacie, z jednym warunkiem. Mieli oni czuć się niekomfortowo zarówno z postaciami, które tworzyli, jak i manipulacyjnym i nikczemnym procesem samej pracy. Nie o to chodzi, że kłamiesz, ale o to, że działania dokumentalne zawsze wiążą się z manipulacją, a związek z fikcją nie może być ignorowany. Kiedy robisz dokument, od razu staje się on kłamstwem i manipulacją. Ale, co jest interesujące w odniesieniu do Twojego pytania, to, że z jednej strony Justine Frank zdaje się być bardzo niepożądaną osobą skojarzoną niegdyś z czarnym mesjanizmem Jacoba Franka, ale z drugiej strony polemicznie podkreśla braki, ślepotę oraz „fałdy” dwóch głównych paternalistycznych ugrupowań pierwszej połowy XX wieku: europejskiej awangardy, głównie oczywiście surrealizmu oraz syjonizmu. Zarówno syjonizm jak i surrealizm kreują się na rewolucyjne i transformatywne. Surrealiści postulowali seksualną, psychiczną oraz społeczną emancypację (wolność i miłość to dwie główne wartości rewolucji surrealistycznej), syjonizm był rewolucyjny dzięki stworzeniu fikcyjnego nowego społeczeństwa opartego nie tylko na socjalizmie, ale na pragnieniu przekształcenia starego europejskiego diasporowego Żyda w nowego zdrowego Żyda. Frank ukazuje ze swojego punktu widzenia problematykę tych paternalistycznych ugrupowań, tak więc widzi problem, widzi, że nie wszystko jest tak w porządku, stając się czymś w rodzaju alternatywnej matki, ze względu na to, że są to ugrupowania paternalistyczne, ugrupowania ojców, a ona staje się alternatywną matką, dobrą przez bycie złą. W tym sensie, wydaje mi się, że powinna była istnieć, ale niektóre aspekty jej życia i twórczości mogą przypominać niektóre kobiety, takie jak Claude Cahun. Nie jest ona oparta na żadnej istniejącej osobie.


Dynamiczny Roee Rosen

______

Agnieszka Chwiałkowska


Żyjemy w świecie zdominowanym przez kanony. To media i telewizja dyktują nam jacy mamy być, jakie role powinniśmy odgrywać w społeczeństwie i co powinno się nam podobać, a co nie. Mówi się, że nasze społeczeństwo jest coraz bardziej liberalne ale wydaje mi się, że to pozory. Gdy pojawiają się trudne sprawy – ludzie albo je ignorują albo – gdy już zostaną poruszone – przybierają bezpieczną maskę i nie mają odwagi wygłaszać niepopularnych sądów. Niełatwo być autentycznym w naszym zmanierowanym świecie, powiedzieć prawdę żyjąc w zgodzie z samym sobą. Wydaje się, że od takich obaw wolny jest Roee Rosen, artysta, który w przemyślny sposób kreuje rzeczywistość równoległą – przystawiając lustro do tej, w której żyjemy.

Roee Rosen to jeden z najbardziej interesujących izraelskich twórców, malarz, pisarz, filmowiec, laureat nagrody Orizzonti na 67 festiwalu filmowym w Wenecji. Jak pisze Stach Szabłowski, cieszy się on zasłużoną sławą najbardziej prowokacyjnego intelektualnie współczesnego artysty w Izraelu. Rosen to mistrz kontrowersji i kreacji, artysta, który nie boi się ukazać struktury i mechanizmów manipulacji, jakimi posługuje się dzisiejszy świat. Kłamca i genialny manipulator. Przede wszystkim zaś niesamowicie skromny człowiek, który uprawia sztukę trudną, wymagającą od widza pogłębionej refleksji i konfrontacji z własnymi uprzedzeniami. Mówi bez ogródek i tworzy według własnych przekonań. Rosen porusza tematy niechciane, do których podchodzi w całkowicie odmienny sposób otwierając nam oczy. Kreuje osobowości, ożywia przeszłość, wikła się w kwestie płci tworząc w ten sposób nieco odmienny do obecnego świat, a może po prostu ten nasz codzienny tylko prawdziwszy?


Moje życie jest jak sen

Z Yingmei Duan, artystką performance, rozmawia Liliana Kozak

                                                                  

Opowiedz, jak przebiegała twoja droga do sztuki performance.

Zawsze interesowała mnie sztuka performance. W latach 1993-1995 mieszkałam w East Village w Pekinie, dzielnicy, która była prawdziwą mekką artystów wszelkiej maści. Niektórzy robili performances. Brałam udział w kilku z nich, ale wtedy jeszcze nie działałam w tym obszarze samodzielnie. Moim głównym zajęciem było malarstwo. Zawsze czułam, że potrzebuję czegoś więcej, szukałam nowego środka wyrazu. Malowanie mi nie wystarczało, chciałam pracować z głosem. Żeby zrealizować swoje marzenie rozpoczęłam studia w Niemczech, w Wyższej Szkole Sztuk Pięknych w Brunszwiku (Die Hochschule für Bildende Künste Braunschweig/ HBK Braunschweig). Po dwóch latach poznałam Marinę Abramović, która przyjęła mnie do swojej klasy. W 2000 roku zaczęłam się zajmować performance, przestałam się rozpraszać na różne formy i skoncentrowałam się tylko na sztuce efemerycznej. Od tamtej pory minęło ponad 10 lat. Performance jest ogromnie wymagający, czerpie ogromną energię ale również daje wiele możliwości. Badałam, skąd ta dziedzina się wywodzi. Sztuka performance posłużyła mi również do realizacji wielu projektów społecznych.

VII Triennale Polskiego Rysunku Współczesnego

______

Aleksandra Hojdak


W Lubaczowie, niewielkim miasteczku na Podkarpaciu, znajduje się XVIII-wieczny spichlerz. To obecna siedziba Muzeum Kresów, w którym odbywa się konkurs „Triennale Polskiego Rysunku Współczesnego”. W tym roku po raz siódmy przyznano nagrody i wyróżnienia. Grand Prix otrzymał Jan Trojan z Łodzi, pozostałe wręczone zostały Mateuszowi Lenartowi, Cyprianowi Biełaniecowi i Annie Kuc. Przyznano sześć wyróżnień.

Konkurs odbywa się od 1994 roku. Na tegoroczną edycję 163 artystów zgłosiło ponad 500 rysunków. Triennale zdecydowanie przyczyniło się do rozwoju kolekcji współczesnego polskiego rysunku w Muzeum Kresów. Wyróżnione prace pozostają w zbiorach instytucji. Wielu artystów regularnie bierze udział w rywalizacji, dzięki czemu oglądając wystawę można odczuć namiastkę poprzednich edycji. Dodatkowo w tym roku wyświetlono film z pracami z poprzednich lat, co umożliwiło zwiedzającym porównanie siedmiu odsłon konkursu. W tym roku do rywalizacji o główną nagrodę przystąpiło wielu młodych twórców. Wśród nich znalazła się rodowita lubaczowianka Agnieszka Szpyt, a z Lubelszczyzny – Jan Ferenc. W wystawie pokonkursowej widać jej bogactwo. Prace są wykonywane nie tylko ołówkiem i węglem. Do stworzenia dzieł posłużono się dodatkowo włóczką, wykorzystano biały pas. Część prac była kolorowa, inne zostały utrzymane w tonacjach szarości. Dla jednego z artystów inspirację stanowił Tadeusz Różewicz. w kilku innych. Niektóre rysunki miały formę niezwykle oszczędną, ujawniały jedynie mały zarysowany fragment kartki. Oscylowały między abstrakcją a figuracją. Taka różnorodność rysunków sprawia, że zastanawiałam się nad kryterium oceny. Co może stanowić jej przedmiot: kreatywność, pomysłowość, a może doskonały kunszt i cierpliwość artystów? Wystawę tworzyły dzieła pojedyncze, dyptyki i tryptyki. Ich rozmaitość powoduje, że nie sposób pominąć wyżej wymienionych wartości przy ocenie prac.