Załóż czapkę skinie, Parasole i The Zoo – Czyli Scorpions we Wrocławiu


______

Emil Dudziak



Polska w budowie. Z trzech pasów autostrady czynny jest jeden. Bramki opłat zostały postawione co 10 km. Przynajmniej ruch jest nie wahadłowy. Na szczęście my do Wrocławia podróżowaliśmy koleją.
Podróż z Lublina na koncert, który odbędzie się po drugiej stronie kraju wcale nie jest przyjemna.
Jednak nie jest też tragicznie, pomijając trasę jak z pirackiej mapy, długie postoje na równinach wsi polskiej oraz trzydziestoletnie wagony, do których chyba już się przyzwyczailiśmy. O ile się lubi pociągi.

Skazana na życie


_______

Tomasz Majerski


Adina Bar-On "40X40 / Sentenced to Life" (Skazana na życie)- relacja z performancu 17.08.2012 Słupsk


Adina Bar-On rozpoczęła swój performance przy brzegu rzeki Słupia w Parku Kultury i Wypoczynku w Słupsku. Ubrana w czerwoną bluzkę oraz turban na głowie kontrastowo odcinała się od nasyconej zieleni parku. Układała przed sobą małe białe kwadratowe płytki, po których równocześnie się przesuwała. Następnie składała je i rozkładała we wzór większego kwadratu złożonego z dziewięciu płytek. Wyjmowała płytkę z miejsca centralnego i zatrzymując się, wystawiała do publiczności, która znajdowała się po drugiej stronie rzeki. Artystka siedziała i przyjmowała różne pozy przez dłuższą chwilę. Na jednej z płyt naklejała czerwoną taśmą znak X i znów kierowała ją w stronę publiczności a następnie w stronę promieni słonecznych. W długich odstępach czasu przesuwała się w głąb zielonej przestrzeni zakreślając nieregularne łuki. Po przestawieniu kilku białych kwadratów nagle w centrum pojawiał się realistyczny portret starszej kobiety (matki artystki). Portret znikał, gdy artystka odwracała na drugą stronę kwadrat, na którym on się znajdował. Działanie to powtarzające się jeszcze kilkakrotnie, przerywane było zaskakującym krzykiem artystki, która pozostawała w postaci klęczącej lub leżącej, poruszała się na czworakach budując kolejne ścieżki z nowych białych elementów. Trwało to przeszło dwie godziny aż do momentu przejścia na drugą stronę alejki parkowej gdzie akcja się zakończyła.


Rodin, la chair, le marbre


_______

Agnieszka Chwiałkowska

Auguste Rodin, Ręka Boga
Henryk IV Burbon przechodząc w 1593 roku na katolicyzm rzekł: „Paris vaut bien une messe”
 (Paryż wart jest mszy). Ja powiedziałabym, że o wiele więcej. Paryż to miasto, w którym każdy znajdzie coś dla siebie, dla jednych będzie miejscem, w którym można płynąć z prądem życia i sukcesu, inni odnajdą w nim oazę ukojenia, do której zawsze będą chcieli wracać. Ja swój skrawek paryskiej ziemi znalazłam w mieszczącym się przy Rue de Varenne Hôtelu Biron.

Parter XVIII-wiecznego pałacu został w 1908 roku przeznaczony na pracownię dla francuskiego rzeźbiarza – Auguste’a Rodina, a od 1919 roku pełni oficjalną funkcję jego muzeum. Bywalcy przywykli do tego, że w salach znajdujących się na dwóch piętrach prezentowane są rzeźby artysty, jego kolekcja antyków, dzieła współczesnych mu artystów, takich jak Paul Dubois czy Vincent van Gogh, oraz że osobną salę poświęcono na ekspozycję rzeźb muzy i artystki – Camille Claudel. Jednakże w tym roku wszystko wygląda nieco inaczej, a to ze względu na ograniczenie stałej ekspozycji z powodu remontu sal, jak i również przez utworzenie w kaplicy jedynej w swoim rodzaju wystawy czasowej – Rodin, la chair, le marbre (Rodin, ciało i marmur). Nazwa niezwykle trafnie określa charakter ekspozycji, którą można oglądać do marca 2013 roku.

Myśli na pograniczu jawy i snu


_______

Agnieszka Chwiałkowska


Tomasz Sętowski, Księżycowe miasto
W umyśle każdego z nas istnieje takie miejsce, które moglibyśmy nazwać przechowalnią, pewnego rodzaju muzeum. Kolekcjonujemy w nim różnorakie obrazy, sceny, uczucia czy też słowa, które przez lata lub przez krótką chwilę były nam bliskie albo nigdy się z nimi nie zetknęliśmy, ale istnieją gdzieś głęboko w nas. Te duże i małe, mroczne i wielobarwne „muzealne” sale pozwalają nam marzyć i rozkoszować się słodką chwilą zapomnienia. Niektóre drzwi prowadzące do ich wejścia przypominają te z króliczej nory, w której znalazła się Alicja, inne są tak olbrzymie, że mogłyby pomieścić wszystkie nasze napływające i odchodzące myśli. Niektórzy z nas ukrywają gdzieś głęboko klucz do swojego „muzealnego zbioru”, inni pozostawiają uchyloną furtkę, tak jak uczynił to po raz pierwszy na piśmie w 1984 roku Waldemar Łysiak tworząc autorską książkę, która stała się dla czytelnika biletem i pozwoliła mu wejść do Łysiakowskiego „Muzeum Wyobraźni”. Pisarz i publicysta dał wyraz temu, że muzeum w wyobraźni istnieje i każdy posiada w nim swój indywidualny zbiór. Wydawałoby się, że powiedział wszystko co tylko można było na ten temat, jednakże milowy krok w przyszłość zrobił artysta z kręgu realizmu magicznego – Tomasz Sętowski, który zmaterializował swoje wizje, nadał im charakter namacalny. Można się w nich znaleźć i to nawet nie wychodząc z domu. Oczywiście, strona internetowa nie może zastąpić obcowania bezpośredniego ale odwiedzenie jej niesie z sobą nie mało doznań, muzyka i wciągająca warstwa wizualna hipnotyzują i zachęcają do wizyty w Muzeum Wyobraźni. Każdy, kto się na nią zdecyduje znajdzie się w miejscu, które jest czymś więcej niż prywatną galerią, gdzie wiszą obrazy i stoją rzeźby – znajdzie się na pograniczy jawy i snu, wśród niekończących się budowli, podwodnych miast i posągowych królowych, które zapraszają do porzucenia resztek świadomości i pozostania w magicznym śnie artysty. A wtedy… mając oczy szeroko zamknięte wrócimy do lat dzieciństwa, zobaczymy odległe krainy, księżycowe miasta, zagubionych wędrowców i księżniczki, którymi chciałyśmy zostać. Z kolejnym drgnięciem powiek dostrzeżemy maszerujące Boschowskie ryby i bohaterów zarówno literackich, jak Don Kichot, czy historycznych, jak Aleksander Wielki. Będziemy mogli zobaczyć napływ inspiracji i moment, w którym malarz odzwierciedla swą muzę. Wrócimy do powieści i przekazów znanych od najmłodszych lat, takich jak tajemniczy ogród czy wieża Babel. Tracąc grunt pod stopami i świadomość tego, czy jesteśmy w magicznym śnie artysty czy już w swoim własnym poczujemy pełną symbolicznych elementów wodę, zobaczymy wydostające się z podwodnych domów promienie światła, popłyniemy obok legendarnego Nautilusa, gdzie dźwięki architektonicznych istot sprawią, że będziemy wirować w takt muzyki, tworzyć w swych myślach historie czekające na uwolnienie. A co dalej? Po zwiedzeniu ostatniej muzealnej sali obudzimy się i pomału otworzymy oczy pragnąc od razu tylko jednego – móc je ponownie zamknąć i marzyć.

Tomasz Sętowski, Dwa światy
Tomasz Sętowski, Architektoniczna hibernacja

O muzyce


______

Emil Dudziak


Steve Buchanan
koncert w Galerii Labirynt  26 lipca 2012
Uderzenie, stukot, rytm, spacer po oktawach, dysonanse i im przeciwstawne asonanse, współbrzmiące dźwięki. Muzyka. Najpowszechniejszy i najstarszy znany ludzkości stymulant. Rozbrzmiewa wszędzie, na ulicach, w galeriach handlowych, dobiega z radia nocnej taryfy, nadaje tło myślom i historiom układanym w głowach.

Muzyka stała się dziś nie odłącznym towarzyszem każdej czynności, niekiedy zaczynamy tęsknić
 i doceniać cisze, bezruch, brak życia. Jednak zanim przejdziemy do pełnej analizy i oceny obecnego stanu spróbujmy zastanowić się nad początkami, genezą  melodii… muzyki. Już dzieci w wieku przedszkolnym wykazują wyczucie rytmu. Jeżeli grupę rozbijemy na jednostki, okazuje się, że jest ono zróżnicowane. Ukazuje to umiejętność jaką nabyliśmy w wyniku ewolucji, zarówno fizyczną jak i psychiczną czy społeczną. Parę tysięcy lat temu homo sapiens żyjący w małych przemieszczających się grupkach nauczył się odróżniać odgłos stąpającego zwierzęcia, mogącego stać się dlań posiłkiem, drapieżnika, czyli zagrożenia, lub innego przedstawiciela gatunku. Kształtowanie relacji na poziomie werbalnym stanowczo stawiały go wyżej od innych istot z jakimi zmuszony był koegzystować.
Jakiś czas później odkrył rytm. Poczuł jak działa na organizm, choć jeszcze nie potrafił tego nazwać
Z pewnością wykorzystywali go szamani przy narodzinach religii. Spróbujmy sobie wyobrazić miarowy bass bębnów i watahę ludzi połączonych ekstazą, spocone ciała podskakujące w ten sam takt. Brzmi znajomo? Jeżeli nie, zawsze można posiłkować się reportażem na discovery channel. Odziały wojsk poruszały się w rytmie nadawanym przez doboszy, rytuałom dopomagały subtelne monotonne dźwięki, pieśni opiewały dawnych bohaterów, pielęgnowały historie. Muzyka towarzyszy nam od tysięcy lat. Nie podlega dyskusji stwierdzenie, że jest ona jednym z największych osiągnięć naszego gatunku.

Dziwna sztuka


______

Gabriela Rybak


Crude Matter
Rozwój biotechnologii i inżynierii genetycznej spowodował dostęp do wiedzy, dzięki której możemy w coraz większym stopniu kontrolować procesy życiowe na ziemi, na poziomie molekularnym. Techno- i biosfera stają się nieodróżnialne, co materializuje się w mieszanej rzeczywistości (mixed reality). Doszliśmy do momentu, kiedy możemy manipulować genami poprzez wycinanie i wklejanie ich z pierwotnego do innego organizmu na podobieństwo operacji, których możemy dokonać przy pomocy jakimkolwiek programu do obróbki graficznej. Co dodatkowo oznacza, że sposoby tworzenia i łączenia różnych poziomów rzeczywistości upodabniają się do siebie i są stwarzane w tej samej technice kolażu. Czyżbyśmy więc bawili się w doktora Frankensteina? W ubiegłym roku japoński naukowiec Masahiko Inouye poinformował o zbudowaniu sztucznej helisy DNA [1] co dało nadzieję na dalsze odkrycia zarówno naukowcom  jak i interdyscyplinarnym twórcom sztuki. Ionat Zurr i Oron Catts, australijscy artyści-naukowcy pisali jeszcze w 2006 roku: mamy możliwość zmuszania żywej tkanki do życia poza organizmem dawcy oraz kierowania jej rozwojem i funkcjami [2]Crude Life to wystawa, która odbyła się w dniach 02.06. - 24.06. 2012 r. w Centrum Nauki Kopernik w Warszawie. Towarzyszył jej wykład poświęcony etycznym aspektom powoływania do życia organizmów transgenicznych.

Oron Catts i Ionat Zurr to artyści, którzy używają technologii tkankowych jako medium artystycznego wyrazu. Są czołowymi przedstawicielami bio art-u, której celem jest stawianie trudnych pytań etycznych o rozwój nauki, a zwłaszcza biotechnologii, a także próba ponownego zdefiniowania pojęcia "życie" wobec osiągnięć biologii syntetycznej [3]. W 1996 roku założyli Tissue Culture & Art Project przy Uniwersytecie Zachodniej Australii. W 2000 roku powołali do życia, przy tym samym uniwersytecie laboratorium SymbioticA, umożliwiające współpracę artystom i naukowcom. Ich celem jest badanie relacji pomiędzy ludźmi a nowej klasy obiektami pół-żywymi.

Semi-livings forms
Semi-livings forms są to wyizolowane uprzednio z bardziej złożonych organizmów kultury tkankowe. Umieszcza się je na specjalnych polimerowych szkieletach, dzięki którym przybierają one upragnione przez artystów kształty. Komórki te są sztucznie podtrzymywane przy życiu i bez ingerencji człowieka nie mogą samodzielnie funkcjonować. Ich naturalnym środowiskiem są laboratoryjne naczynia. Nazywa się je "extended body" (ciało rozszerzone) jako że żyją poza organizmami dawców, a także nie mieszczą się w obrębie klasycznej, gatunkowej taksonomii. Tytuł wystawy - Crude life  nawiązuje do życia jako takiego, do surowej, multipotencjalnej formy, którą kształtuje w procesie ewolucji matka wszelkiej inżynierii – biologia. Dzięki biotechnologii możemy, tak jak i ona, tworzyć i formować nowe życie, niemniej nie chodzi tu jedynie o akt kreacji w imię sztuki. Sztucznie hodowane komórki można z powodzeniem rozmnażać i formować z nich większe całości, które np. tworzą organiczne skóry. Dzięki temu, w przyszłości będzie możliwa produkcja materiału, który posłuży do szycia skórzanych ubrań bez zabijania zwierząt. Skuteczna technologia hodowli zwierzęcych i roślinnych komórek może pomóc także w rozwiązaniu problemu głodu na świecie.  

Początki hodowli żywych kultur tkankowych datuje się na rok 1913. Wówczas,  kontrowersyjny naukowiec Alexis Carrel wymyślił podwaliny dla techniki umożliwiające eksperymenty z komórkami. W latach 50. ubiegłego wieku od Amerykanki Henrietty Lacks pobrano komórki rakowe, które w celach badawczych utrzymywano przy życiu. Ku zdziwieniu naukowców rozmnażał się one bardzo szybko i podejrzewano iż wkrótce utworzą nieznany dotąd rodzaj organizmu. W 1991 r. Leigh Van Valen ogłosił publicznie nowy gatunek istot, które nazwał Helacyton gartleri, w skrócie HeLa.  W ten sposób ukształtowało się "neożycie", które wyewoluowało z człowieka.

Kwestia ustalenia statusu "nowego życia" stanowi dla naukowców, etyków oraz artystów nie lada problem. Łatwo bowiem, świadomie bądź nie, skrzywdzić istoty nie mieszczące się w znanych nam dotąd kategoriach gatunkowych. Twórcy wprowadzają w dyskurs szeroko pojętej humanistyki nowy sposób pojmowania istoty ludzkiej oraz rozumienia jej roli w kontekście środowiska naturalnego, a także technosfery. Badają oni relacje człowieka z innymi bytami, a także przyczyniają się do tworzenia nowego typu etyki (egzo-etyki?) dotyczącej nie-ludzkich form życia. Ich twórczość jest materializacją filozofii antygatunkowizmu – nurtu, który sprzeciwia się dyskryminacji zwierząt i innych istot ze względu na ich gatunkową odmienność, a który ideowo  najbliższy jest artystom.  

b(w)omb - prace z 1997
Na wystawę składa się dziesięć retrospektywnych projektów powstałych w latach 1997 – 2012. Jako pierwsze pokazane zostały artystyczne zdjęcia najwcześniejszych obiektów, którymi były komórki przybierające kształty spirali, koła zębatego, bomby i wyciskarki, w zależności od tego, na jakiego typu trójwymiarowej, szklanej strukturze zostały umieszczone. Semi-Living Worry Dolls to współczesne wersje gwatemalskich lalek, których zadaniem jest zabieranie ludzkich trosk. Artyści stworzyli siedem lalek i  przyporządkowali im pierwsze litery alfabetu od nazw poszczególnych obaw. Są nimi: A jak absolutne prawdy (biada temu, który myśli, że je zna), B jak biotechnologia (rozumiana jak nauka, której narzędzia mogą dostać się w niepowołane ręce), C jak korporacje i kapitalizm, D jak demagogia i destrukcja, E jak eugenika, F jak fobia, G (gen) jako lalka pozbawiona tego, co konstytuuje jej tożsamość lub jako symboliczny twór doktora Frankensteina, H (hope) jako nadzieja na to, że inżynieria genetyczna będzie służyć dobru ludzkości. Lalki zostały ręcznie wykonane i zszyte nićmi chirurgicznymi po zdjęciu z polimerowych konstrukcji ulegających biodegradacji. Ich produkcja odbyła się w sterylnych warunkach. Użyto do niej komórek skóry, mięśni oraz tkanki kostnej, dzięki czemu są one na w pół-żywymi organizmami. Lalki troszczą się o nas, uwalniając nas od problemów, ale z powodu swej delikatnej, organicznej konstrukcji same stają się przedmiotem troski. Obok pomieszczenia, w którym się one znajdują jest także mikrofon, do którego można wyszeptać swoje obawy i zostaną one nagrane. Extra Ear to obiekt w kształcie ludzkiego ucha w skali 1:4. Tworzą go komórki ludzkie i zwierzęce, które rozrastały się w specjalnym bio-reaktorze pozwalającym na wzrost w trzech wymiarach. Dodatkowe ucho powstało przy współpracy Stelarca, artysty, który eksperymentuje z poszerzaniem możliwości ludzkiego ciała przy pomocy protez. Ucho stanowiło byt sam w sobie. Artysta w trakcie, gdy rzeźbiono go już na jego ręce zapragnął wszczepić mu mikrofon, aby mogło ono "słyszeć" wzmagając tym samym efekt jego autonomizacji, ale próba ta się nie udała. Projekt ukazuje możliwości egzystencji komórek poza ich macierzystym organizmem.

The Remains of Disembodied Cuisine
The Remains of Disembodied Cuisine to z kolei zapis kolacji, podczas której zjedzono żabi steak. Było to o tyle niezwykłe, że mięso zostało wyhodowane z komórek pobranych od żywego zwierzęcia. Steak miał wprawdzie miniaturowe rozmiary ale i tak skonsumowano go podczas uroczystej kolacji stylu nouvelle cuisine, co miało ironiczny wydźwięk. Artyści zaproponowali nowy sposób tworzenia mięsa bez zabijania zwierząt, tzw. mięso bez ofiar, ale jednocześnie powątpiewają sens takiej produkcji, gdyż jej koszty są niewspółmierne do efektu. Dodatkowo, kuchnia bez ofiar może być przykładem zdehumanizowanego podejścia do życia. Hamsa to cyfrowo zmanipulowany obraz komórek naskórka wyhodowanych w naczyniu zakupionym przy grobie rabina Szymona bar Jochaja - twórcy Zoharu - mitycznego komentarza do Tory. Naskórek przybiera postać ręki, która w kulturze arabskiej i judajskiej symbolizuje ochronę przed złym okiem. Victimless Leather stanowi próbę wyhodowania w czasie trwania wystawy niewielkich rozmiarów płaszcza z komórek. Twórcy umieścili na specjalnej biodegradowalnej polimerowej matrycy komórki, które nieustannie się rozrastają tworząc skórę. Projekt "skóra bez dawcy" ma na celu zwrócenie uwagi na problem zabijania zwierząt w celu pozyskiwania ich skór i futer. Sztucznie produkowana, organiczna skóra, może w przyszłości posłużyć jako materiał wykorzystywany przy projektowaniu ubrań. Monsters to seria zdjęć ukazujących dziwne i niekiedy straszne kształty, które mogą przybierać żyjące w laboratoriach kultury komórek. Crude Matter natomiast odwołuje się do legendy o Golemie, podejmuje problematykę kodu, źródła i tego co jest wspólne dla życia, co konstytuuje je jako takie. Artyści eksplorują rodzaj alchemicznych przekształceń jednej materii w drugą.

The Pig Wings Project
The Pig Wings Project jest pracą, która ma na celu demitologizację nauki, a w szczególności biotechnologii jako dziedziny, dzięki której świnie mogą latać. Niestety artyści szybko zweryfikowali pogląd chętnie głoszony przez media. Komórki świńskiego szpiku kostnego uformowane na kształt skrzydeł, nikogo nie unoszą w powietrze i są raczej karykaturą skrzydeł. Na projekt składają się trzy rodzaje skrzydeł. Jedne przypominają kształtem skrzydła ptasie i symbolizują anielskie atrybuty; drugie – skrzydła diabelskie – symbolizują zło, a trzecie – skrzydła pterozaura są pozbawione jakichkolwiek kulturowych konotacji. The Stone Age of Biology przedstawia miniaturowy organiczny grot. Tworzą go komórki mięśniowe myszy i nerwowe komórki ryby. Praca jest metaforą ludzkiej historii używania narzędzi, aż do momentu kiedy sami stajemy się narzędziami, co umożliwia nam biotechnologia i inżynieria genetyczna. Możemy ekstrahować komórki składające się na nas samych, ale do czego nas to zaprowadzi? – zdają się pytać twórcy.

Charakterystyczne dla sztuki uprawianej przez australijskich artystów jest to, że głównym medium, w którym jest ona (jako całość wytworów) realizowana to tzw. mokre media (wet media). Reprezentują oni nurt, który wyodrębnił się na gruncie bio sztuki – witalistyczny bio art [4]. Polega on na tym, iż jego wytwory są prezentacjami, a nie jak w przypadku klasycznych obiektów sztuki – reprezentacjami. Powstają one niekiedy niemal na oczach widzów i nie mają swoich prototypów w naturze. Artyści, poprzez swą działalność wiele pytań, głównie natury etycznej - czy eliminować płody, u których istnieje podejrzenie choroby; jak traktować chorych psychicznie, którzy nierzadko żyją tylko połowicznie w realnym świecie? Jaki status mają osoby będące w stanie długotrwałej śpiączki, a wobec których rokowania są złe? Czy pozwolić im żyć w stanie permanentnej wegetacji oraz wówczas gdy zależy ono jedynie od pracy maszyn, czy lepiej odłączyć aparaturę sztucznie podtrzymująca funkcje życiowe? Czy jest sens utrzymywania w laboratoriach przy życiu wielu tysięcy ton żywych komórek, które pochłania ogromne środki?

seria Monsters - pojemniki w których powstają komórki
Podobne, bo ukazujące, że granica pomiędzy naturą, a technologią zaciera się lub wręcz przestaje istnieć są prace autorstwa brazylijskiego artysty polskiego pochodzenia - Eduardo Kaca. Artysta podobnie jak Zurr i Catts działa w technice mokrych mediów. Swój pierwszy projekt Kac umotywował poprzez odwołanie się do Biblii, w której napisane jest: Niech człowiek panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkim zwierzętami pełzającymi po ziemi. Cytat ów został przez niego przetłumaczony na alfabet Morse’a a ten przetłumaczony na zapis DNA. Stworzony w ten sposób gen artysta wysłał do laboratorium, w którym wszczepiono go do genomu pewnej bakterii. W ten sposób powstał nieistniejący w naturze gatunek, który Kac nazwał Genesis. Innym jego projektem był transgeniczny GFP Bunny. Był to królik o imieniu Alba, któremu artysta-naukowiec wszczepił gen fluorescencji pobrany od meduzy Aequorea Victoria. Spowodowało to, iż zwierzę świeciło w ultrafioletowym świetle na zielono. Twórca mówił: Stworzyłem od początku zupełnie nową istotę. Hybrydy od wieków fascynowały ludzkość, znalazłem je we wszystkich mitologiach świata. Jednak dopiero dziś stworzenie istoty będącej połączeniem królika i meduzy jest możliwe. W tym wszystkim bardzo istotny jest dla mnie fakt, że GFP niczego nie zmienia w organizmie zwierzęcia, któremu jest wszczepiony, nie wywołuje żadnych komplikacji. Mój króliczek powstał po dokładnych przemyśleniach, nigdy nie stworzyłbym istoty, która miałaby cierpieć.

Innym, ciekawym zespołem obiektów, które włączają się do sztuki bio art choć opracowane są w klasycznym, tzn. suchym medium są Synthetic Organisms Patricii Piccinini [5]. To wprawdzie martwe rzeźby ale odnoszą się do działań Zurr i Cattsa. Są to wykonane z silikonu twory, przypominające ludzkie lub zwierzęce mutanty. Zazwyczaj nie posiadają one typowego dla człowieka owłosienia lub pojawia się ono w niespodziewanych miejscach. Ich różowo-blade ciała zdają się być zbudowane jedynie z tłuszczu albo mięsa. Niektóre wyglądają na kilkumiesięczne płody, a inne łącza w sobie cechy zwierząt domowych i dzieci lub dorosłych. Istoty te wzbudzają ambiwalentne emocje, czasami jest to niesmak i obrzydzenie, a niekiedy litość. Artystka z dystansem odnosi się do możliwości, które daje bio-inżynieria. Zabawa w Boga może być fajna, ale jej efekty mogą okazać się opłakane z punktu widzenia etyki i estetyki – zdaje się mówić. Z drugiej strony, dzięki jej pracom w widz ma okazję przekonać się do groteskowo wyglądających istnień, ma okazję wykazać się empatią i oswajać z tym co nieuniknione, jeśli nauka będzie zmierzać obraną trajektorią rozwoju, a jest nią bez wątpienia interdyscyplinarność, której materializacją będzie nowa Istota (nie) ludzka. 

Artyści sztuki bio są wyrazicielami idei transhumanizmu, który koncentruje się na nieco odmiennie pojmowanej roli człowiek, od tej która dominowała w postmodernizmie jako posthumanizm. Transhumanizm nie zatrzymuje człowieka w jego biologicznych i symbolicznych ramach i akceptuje technologię, która powoduje, iż jego idea zostaje zachwiana [6]. Granice, które określają istotę ludzką rozmywają się podobnie jak kategorie służące  do jego opisu, co implikuje także zmiany w obrębie języka. Niemniej post- i transhumanizm mają wiele wspólnych punktów, z których jeden jest najważniejszy – takie samo prawo do życia i godnego traktowania wszystkich istot niebędących ludźmi. I z taką myślą Oron Catts, Ionat Zurr i Eduardo Kac tworzą sztukę, która ma być polem do reinterpretacji istoty ludzkiej.


Crude life (Surowe formy)
2 - 24 czerwca 2012
Centrum Nauki Kopernik
Warszawa




[2] Ionat Zurr, Oron Catts, Are the Semi-Living Semi-good or Semi- evil?, "Engineering nature"
[3]  Zurr i Catts wypowiadają się na ten temat na stronie projektu GENesis Centrum Nauki Kopernik 

Niedokończone konkluzje



Wiktor Stribog, Autodygresja
Liliana Kozak: Prace tworzysz etapami, od ornamentu do ogółu, tworząc kompozycję uzmysławiasz sobie co powstaje, ile trwa powstawanie takiego rysunku?

Wiktor Stribog: Nie jestem w stanie tego oszacować, niektóre prace wisiały nawet miesiącami niedokończone, ale przeważnie większa część rysunku zostaje stworzona w ciągu dwóch lub trzech „podejść”. Zawsze przerywałem pracę kiedy czułem, że „zmuszam” się do rysowania – nie na tym polegał proces. Nie chciałem projektować zbyt dużo „zewnętrznych” emocji na rysunek, wolałem, żeby mózg-maszyna pracował sam.

LK: Jeśli połączenia labiryntu kresek rządzą się senną logiką, czy któraś z prac zawiera element z sennej rzeczywistości?

WS: Można powiedzieć, że swoją metodą tworzenia symuluję proces tworzenia się marzenia sennego, które rodzi się z losowych impulsów – obrazów, dźwięków, emocji, które staramy się najlepiej jak umiemy złożyć do kupy. Jest to porównywalne do kręcenia filmu na żywo, bez żadnego przygotowania, gdy cały czas coś nowego wskakuje przed kamerę. W tym sensie efekt może być podobny do marzenia sennego.


Brzydkie pocztówki

______

Wiktor Kołowiecki


Z zaskoczeniem wparowałem delikatnie spóźniony na ostatni wernisaż w Galerii Białej. Na ścianie rozpościerała się niesamowita mozaika bohomazów jakiej nie widziałem już dawno w poważnej galerii. Po głowie chodziło mi pytanie - gdzie się podział Kuśmirowski ze swym piecem, kiedy jest naprawdę potrzebny? Ulgę moim oczom przyniosła dopiero ciekawa i zabawna realizacja Michała Stachyry w Młodym Forum Sztuki. Jej żartobliwa koncepcja przyćmiona została jednak przez ponury dowcip teoretycznie "ważniejszej" wystawy na górze.

Już z daleka uderzyła mnie feeria kolorów zestawionych z wyczuciem godnym daltonisty - ciężkie plamy zieleni i purpury mogą jeszcze długo nawiedzać sny co wrażliwszych widzów. Powiedzmy jednak, że odbiór kolorów jest kwestią dość subiektywną i mogliby się znaleźć koneserzy takiej sałatki. Nie pomógł natomiast, choć może pomóc nie mógł, sposób rozmieszczenia obrazów na ścianie. Obrazy-papugi przyćmiewały swoje delikatniejsze koleżanki, przez co te bladły jeszcze bardziej, a tamte raziły jeszcze mocniej. Można się domyślić, że ten rodzaj układu miał imitować swobodnie rozmieszczone pocztówki na tablicy korkowej. Może stąd też decyzja o niedołączeniu tytułów obrazów. Może ktoś miał nadzieję, że tym zamieszaniem zakamufluje zamieszanie w samych dziełach. Stało się odwrotnie i chaos podkreślił chaos.

Sport w galerii


_____
Iwona Hojdak

Przygotowania do sportowych rozgrywek Euro 2012 widać praktycznie wszędzie. Piłka nożna zaczęła integrować różne środowiska, dotarła nawet do galerii.
W Muzeum Współczesnym Wrocław od 28 kwietnia do 1 lipca gości oficjalna wystawa Union of European Football Associations (Unia Europejskich Związków Piłkarskich) towarzysząca Euro 2012. Kurator wystawy Olivier Guilbaud sprawił, że prezentacja była  interesująca zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Ekspozycja Only a game? poświęcona jest najpopularniejszej dyscyplinie sportowej w Europie – piłce nożnej. Wystawa obejmuje ponad sto elementów związanych z futbolem.
Ekspozycja jest różnorodna i składa się z kilku części. Jedna z nich przedstawia eksponaty. Oglądający mają okazję pooglądać podpisane koszulki znanych piłkarzy, takich jak Beckham, Ronaldo, Polanski, Lewandowski i innych. Na odwiedzających czekają również rękawice Pepe Reiny – słynnego bramkarza Liverpoolu, buty Arne Friedricha – reprezentanta Niemiec, medalisty mistrzostw Świata i Europy, bilety na finały Ligi Mistrzów i Ligi Europy, oficjalna piłka Euro 2012, czy „krowia piłka” szyta ze skóry wołowej. Jednak to nie koniec atrakcji. Znaleźć można także gablotę z gadżetami Euro 2012. Druga część stanowi multimedialne nagrania wideo przedstawiające historię futbolu. Wystawa obejmuje także gry na iPodach i telewizyjne X-BOX. Osoby interesujące się tą tematyką mogą sprawdzić swoją wiedzę biorąc udział w quizie. Natomiast dalsza część poświęcona jest integracji widzów. Dla najmłodszych przygotowano kolorowanki, gry planszowe, kącik, w którym można zagrać w piłkę nożną z przyjaciółmi. Następną niespodzianką są maski przedstawiające twarze znanych zawodników. Każdy, jeśli tylko ma na to ochotę, może je założyć i zrobić sobie zdjęcie stając się na chwilę gwiazdą sportu. Ponadto na jednej ze ścian można spróbować zagrzać piłkarzy do walki, wypisując na nich bojowe hasła. Nasza redakcja również włączyła się w akcje mobilizowania reprezentacji narodowej. Co więcej, kolejna część wystawy Only a game? została poświęcona piłce nożnej w stolicy Dolnego Śląska. W jej ramach można zobaczyć piłkarzy, którzy trenują we wrocławskich klubach i wybrane osoby ze Śląska Wrocław – piłkarskiego mistrza Polski w sezonie 2011/2012. Klub ten, oprócz tego, przekazał koszulki i piłki z autografami zawodników Śląska.

Performance czyli co? Rozmowa z Łukaszem Trusewiczem

______

BlueBerry


Jedną pierwszych osób pokazujących swój performance podczas EPAF-u 2011 w Warszawie i lubelskiego festiwalu Performance Platform 2011 był Łukasz Trusewicz . Po wystąpieniach Łukasz dołączył do grupy obserwatorów, w której znajdowałam się i ja. Mieliśmy okazję do rozmów i wymiany spostrzeżeń na temat zarówno tego co działo się na bieżąco, jak i tego co było dla nas najważniejsze – samego performance'u. Wtedy to zrodził się pomysł zapisu naszych rozmów.

Łukasz Trusewicz
Performance Platform Lublin 2011
BlueBerry: To, co zauważyłam w twojej twórczości, to ciąg myślenia, który przejawia się w każdej z prac. Określę to słowem konsekwencja, jakkolwiek nie tylko o konsekwencji można by tu mówić. Rozmawialiśmy o świetle i konstrukcji.
Łukasz Trusewicz: Są dwa podstawowe sposoby na uzyskanie jakiejś formy: sposób addytywny i sposób odejmowania. To może się odnosić także do performance'u. Addytywnym sposobem jest rzeźbienie z gliny, z jakiejś masy – wtedy się dodaje. Jak jest rzeźba z kamienia – kuje się to, co jest niepotrzebne. Na tej samej zasadzie pracuję z performance'em: mam jakąś prostą konstrukcję - starałem się dodać, coś dołożyć, albo jest jak z tym performancem w Warszawie, gdzie starałem się pozbyć jakichś zbędnych znaczeń i jakichś zbędnych konotacji. W ten sposób pracuję.
BB: Powiedziałeś o technice: jest to w miarę zrozumiałe - sposób addytywny, albo przez pozbywanie się. Michał Anioł powiedział, że rzeźba to jest usunięcie zbędnego materiału. Patrząc w tym kontekście powiedziałeś, że wczoraj dodałeś. Co wczoraj dodałeś?
Ł.T.: Wczorajszy performance wczoraj był bardziej mgnieniem niż rozbudowanym działaniem. Pośród tych wszystkich czynności, które wczoraj wykonałem były dwie najważniejsze: zapalenie światła i stłuczenie żarówki. Powstał z dwóch działań, które próbowałem kiedyś zrobić. Po pewnym czasie stwierdziłem, że te dwie rzeczy bardzo do siebie pasują. Nawet kolorystycznie. I tak to zostało połączone.

Palcem po sztuce

_____


Ala Burek

Eliza Galey, Złudzenie
fot. Ala Burek

Zmysły pozwalają nam odbierać otaczający nas świat na wiele różnych sposobów. Innych wrażeń dostarcza nam patrzenie, innych słuchanie, a jeszcze innych dotykanie. Każdy ze zmysłów w specyficzny dla siebie sposób usiłuje przybliżyć nam nieco rzeczywistość - wchłaniamy różnorakie bodźce, które przekładają się na kształt naszych wyobrażeń o świecie. W momencie zetknięcia się któregoś z naszych zmysłów z – przyjmijmy, że obiektywną - rzeczywistością, rzeczywistość ta zostaje oswojona, kosztem czego jest jej subiektywizacja. A więc w pewnym sensie zniekształcenie. Filtrem, przez który przepuszczone zostają doznania zmysłowe są m. in. nasze doświadczenia, stan wiedzy, wrażliwość czy osobowość. Na ile więc świat, w którym funkcjonujemy jest światem rzeczywistym (czy jak kto woli obiektywnym), a na ile złudzeniem czy wytworem naszej jaźni. Odpowiadając na to pytanie można zaryzykować stwierdzenie – nie roszczące sobie jednak prawa do bycia arbitralnym – że jako jednostki nie żyjemy w jednym świecie, a raczej w różnych jego wersjach i interpretacjach.

Zmysły są aparatem poznawczym, o którego istnieniu na ogół nie myślimy. Stanowi on integralną część naszego ciała, ale i umysłu, jako że to w umyśle właśnie, zostają zakotwiczone informacje wyłapane przez tenże aparat. Dopiero ułomność, choroba czy utrata, któregoś z elementów systemu poznawczego, w który wyposażyła nas natura, zwraca naszą uwagę na istnienie i wagę tegoż. Podobną rolę wydaje się pełnić wystawa Złudzenie Elizy Galey, którą oglądać można było w lubelskiej Galerii Białej. Mamy tu do czynienia z odwrotem od zmysłów do: niesłyszenia, niemówienia, niewidzenia, nieodczuwania, a więc – jak czytamy w tekście towarzyszącym wystawie – z symbolicznym oderwaniem widza od podstawowych zmysłów. Oderwanie to osiągnięte zostaje dzięki zastosowaniu specyficznego środka przekazu, pierwotnie stworzonego z myślą o osobach niewidomych i niedowidzących. Chodzi o tzw. punkty Braille’a, będące tworzywem pisma, które daje się rozczytać za pomocą dotyku. Może więc w sensie przenośnym – co, w moim przekonaniu, zdają się właśnie sugerować prace Galey - wszyscy w jakiś sposób niedowidzimy?

Wizje profetyczne – recenzja niepoprawna politycznie


______

Gabriela Rybak


Angelika Markul i Nicolas Delprat, W środku nocyfot. Diana Kołczewska   
Wystawa Angeliki Markul i Nicolasa Delparta w mojej opinii odzwierciedla trendy, które dominują w postmodernizmie. Po wejściu na salę ekspozycyjną widza zaskakuje depresyjna i nihilistyczna muzyka. Nie dla każdego jest ona przyjemna i z pewnością wżera się głęboko w umysł. To dzieło Nicolasa Delparta, który poza sztukami wizualnymi zajmuje się także tworzeniem dźwięku.

Sala wystawowa galerii Labirynt ze względów ekspozycyjnych została podzielona na dwie części, jedną przeznaczoną dla widzów i drugą tylko dla obiektów sztuki. Po prawej stronie od wejścia znajduje się obraz, który na pierwszy rzut oka wygląda jakby był malowany kopciem świecy. Choć jak się okazuje jest to akryl. Przedstawia on strukturę sześciokątnych komórek, podobną do plastra miodu. W tych komórkach zdają się tkwić dojrzewające owady. Lecz można domyślać się, iż nie są to pszczoły, bowiem nigdzie dookoła nie ma kwiatów. Zewsząd dobiega tylko nihilistyczny rozkład, którego wymownym symbolem jest wszechogarniająca widza czerń.

Można w niej dostrzec ciemny, matowy obiekt – amorficzny tłumok, który zdaje się być rzuconym niedbale workiem z ziemniakami albo kopą węgla. Wygląda trochę jak ludzkie zwłoki… Być może bezkształtny matowo-czarny twór jest symbolem końcowego procesu trawienia medialno-korporacyjnego organizmu, który bezlitośnie miele naszą zdolność do rozróżniania dobra od zła.

Podróż w głąb ciemności


______

Beata Wojewoda 


Nicolas Delprat, Zone 5
fot. Diana Kołczewska
"W środku nocy" to tytuł wystawy Angeliki Markul i Nicolasa Delprata, która trwała w Galerii Labirynt od 30 marca do 26 kwietnia 2012. Na wystawę złożyły się ogromne, ciemne płótna Delprata, w których nie znajdziemy żadnych oznak człowieczeństwa i prace Markul tworzone przy użyciu prostych środków takich jak ciemne plastikowe worki, folie oraz światło wydobywające się z neonów.

Na nowo zaadoptowana przestrzeń galerii stworzyła świeżą i zaskakujacą oprawę dla dzieł dwojga artystów. Pomieszczenie zostało przedzielone pionowo ustawionymi belkami na dwie części: jaśniejszą, po której widz mógł się poruszać oraz ciemniejszą, do której widz nie miał wstępu (przed wejściem do galerii każdy uczestnik wydarzenia dostał  kartkę z planem wystawy, na którym były zaznaczone prace artystów oraz schemat przestrzeni, po której można było się poruszać i tej, gdzie obowiązywał zakaz wstępu). Podłogi oraz ściana pokryta była ciemno-szarą wykładziną, czarne ustawione pionowo i poziomo belki stworzyły inny, nowy wymiar miejsca. Towarzyszył temu półmrok pod osłoną nocy. Ciemne kolory obrazów oraz rzeźb dawały wrażenie głębi, zagadkowości, która przyciągała widza.

Prace dwojga artystów zdawały się tworzyć jedną wizję świata – mrocznego, skrywającego sekrety, tajemnice, przez które próbuje się przebić jakaś cząstka światła. Duże, akrylowe płótna Nicolasa Delprata doskonale współgrały z rzeźbami Angeliki Markul, które współistniały w symbiozie. Dopełnieniem dzieła był dźwięk –  mocny rozchodzący się, momentami niezwykle ciężki, budujący depresyjno- neurotyczną atmosferę. Może to oznaka czegoś, co za chwilę miało się wydarzyć; wywołująca niejasny niepokój.

Wszystkie odloty Cheyenne'a

_____

Beata Wojewoda


Film "This Must Be The Place" w reżyserii Paolo Sorrentino miał swoją premierę w Polsce 16 marca 2012. Jest to opowieść o dojrzałym gwiazdorze rocka, który od dawna stroni od sceny – Cheyenne. Po pogrzebie swojego ojca (z którym nie rozmawiał od 30 lat), postanawia on wyruszyć w podróż aby odnaleźć faszystowskiego oprawcę z Auschwitz, którego ojciec Cheyenne`a poszukiwał całe życie. W trakcie wyprawy napotyka na swej drodze wielu barwnych ludzi, którzy opowiadają mu historie swego życia. Jest to metafizyczna podróż, która obfituje w wiele nieoczekiwanych zdarzeń- zarówno zabawnych jak i wzruszających.

W roli głównej możemy zobaczyć Seana Penna dwukrotnego zdobywcę Oskara, który w filmie popisał się jakże znakomitym aktorstwem. Postać, w którą wcielił się genialny aktor jest niezwykle intrygująca pod niemalże każdym względem. Charakterystyczny sposób mówienia (monotonny, zawieszony głos, niekiedy wybuchający z byle powodu) zdradza neurotyczny charakter Cheyenne`a. Oryginalny wygląd postaci przywołuje na myśl Roberta Smith`a wokalistę i gitarzystę zespołu "The Cure"- niemalże ta sama fryzura, styl ubierania i makijaż.

Mocną stroną filmu jest niewątpliwie ścieżka dźwiękowa, którą gorąco polecam do przesłuchania. Można tu usłyszeć klasykę amerykańskiego punk rocka - Iggy`ego Pop`a, alternatywną kapelę - Jonsi & Alex oraz muzykę współczesną w interpretacji Daniela Hope & Simona Mulligana w utworze "Spiegel Im Spiegel". Przez cały czas głównemu bohaterowi towarzyszy płyta, którą dostał od młodego zespołu "The Pieces Of Shit", który istnieje tylko w filmie, a brzmi tak autentycznie, że trudno sobie wyobrazić, że nie ma ich na rynku muzycznym.

Sorrentino stworzył film z polotem dzięki wyśmienitym dialogom, poetyckiej scenografii oraz doskonałej obsadzie (aż trudno wyobrazić sobie kogoś innego w głównej roli niż Sean Penn). Świetne zdjęcia Luca Bigazzi dopełniają całości tworząc niezapomniany klimat filmu.

Zastanawia mnie tylko jedna rzecz – mam na myśli nieszczęsne polskie tłumaczenie tytułu. Co złego byłoby w literalnym tłumaczeniu lub pozostawieniu oryginalnej angielskiej wersji?
Mam wrażenie, że dystrybutor filmu w Polsce ulegając populistycznym zapędom zdecydował się przetłumaczyć tytuł "This Must Be The Place" (odnoszący się do hitu zespołu Talking Heads) na "Wszystkie odloty Cheyenne'a" - kojarzący się raczej z głupawą komedią o dziwaku w roli głównej niż z ambitnym filmem opowiadającym o odnajdywaniu swojego miejsca w świecie.

Z Krakowa do Lublina. Wystawa Julity Malinowskiej

_____

Agnieszka Rozciecha


Wystawa Julity Malinowskiej, która miała miejsce 24 lutego odbyła się w ramach Młodego Forum Sztuki Galerii Białej. Artystka jest absolwentką Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, ale również jest związana z Lublinem (a dokładnie Wydziałem Artystycznym UMSC). Równolegle w Galerii Białej odbyło się otwarcie wystawy Bogny Burskiej - Filmy. Przenikanie się dwóch światów, zewnętrznego: ulicy Lublina i wnętrza kryjącego skarby kultury oraz wzajemne obserwowanie – jest częścią procesu poznania artystycznych doznań. Obrazy zostały świetnie wkomponowane w przestrzeń galerii.

Mówi się, że artysta używając słów jest jak dziecko, obraz zatem powinien mówić sam za siebie, słowa są w tym przypadku zbędne. Co ciekawe, pod obrazami Malinowskiej nie było żadnych podpisów - co można uznać za dosyć ciekawy pomysł, odbiorca sam mógł nazwać płótno - jednak wszystkie dzieła tworzyły jedną opowieść. Motywem przewodnim wystawy była plaża oraz przestrzeń, przedstawiona w różnym tonach barwnych, subtelne opowieści bez narracji, ślady przeszłości. Autorka maluje sama siebie na płótnie. Obserwując zachowania społeczne, relacje miedzy ludźmi w różnych sytuacjach życiowych przenosi je na płótno. Umiejętnie konstruuje swój własny świat. Obrazy w stylu minimalistycznym, dopracowane postaci bez zbędnych przekształceń, przerysowań sprawiają, że widz ma wrażenie obcowania z czymś estetycznym, ładnym i może nazbyt prostym. Na pewno warto zobaczyć tą wystawę.


Julita Malinowska
Malarstwo

24.02 - 16.03.2012
Galeria Biała
Młode Forum Sztuki

Pamięć obrazów – czyli trwałość pamięci

_______

Gabriela Rybak


Wystawa składa się z dwóch warstw obrazów, tworzących dwa zbiory. Jeden z nich odsyła nas do archiwum przeszłości, którym jest pamięć, a drugi do zespołu realnie istniejących obiektów. Punktem startowym, uruchamiającym intersubiektywną pamięć jest śpiew trznadla, który słychać po wejściu do sali ekspozycyjnej. Zapewne większość z nas przypomina sobie z dzieciństwa charakterystyczne, melancholijne cik, cik, cik, ciiiik, które to dźwięki, najczęściej w porze późnowiosennej i letniej, emituje ów mały, żółciutki ptaszek. Na tło akustyczne, będące głosem ptaka, nakładają się obrazy wyświetlane na ekranie znajdującym się w centrum sali wystawowej, tworząc synestezyjne poczucie znajomości sytuacji. Przestrzeń galerii zamienia się w naszej świadomości w… łąkę, skraj lasu, miasta lub innego rodzaju terytorium, które kojarzy się nam z dzieciństwem. W miejscu tym, pełno jest szczątków świadczących o minionej obecności ludzi, o istnieniu, które kiedyś regulowane rytmem życia fabryk, dziś przeminęło wraz z nimi, jak by było jedynie dodatkiem do egzystencji przemysłowych organizmów. Autorki, przez nałożenie na siebie multimedialnych artefaktów, rekonstruują nasze doznania z przeszłości, a wywołany efekt jest doskonałą protezą zachowanych w naszej zbiorowej i indywidualnej pamięci wrażeń.

Pamięć obrazów

______

Agnieszka Chwiałkowska


W Galerii Labirynt otwarto wystawę Alicji Karskiej i Aleksandry Went pod tytułem „Pamięć obrazów”. Karska i Went są absolwentkami Gdańskiej Akademii Sztuki Pięknych i mimo że dyplom uzyskały w innych pracowniach, tworzą razem od czasów studenckich. Drogi autorek fotografii, instalacji i projektów filmowych, połączyła wspólna chęć przywrócenia życia temu, co zapomniane, można by wręcz rzec, już nawet nie chciane. Przedstawiając obrazy rzeczywiste – umarłe i zniszczone, jak i te wyimaginowane historie na stronach książki próbują obudzić w odbiorcy pamięć zatartych obrazów.

Zanim się stanie

______

Liliana Kozak


Wewnątrz galerii - wylany gips - na którym ustawione baletki zdają się utrzymywać równowagę. Subtelny róż wstążek i szarość baletek stapia się z jaśniejszą szarością gipsu. Kojarzą mi się z ariergardą, która wspiera się na dopiero zastygłym gruncie współczesnych działań artystycznych. Wyraźny ślad wzdłuż kałuży gipsu, chlapnięcia, formy jeszcze nie do końca okrzepłe, konkurują z kunsztem dawnych mistrzów. Kierujemy się do salki na dole, przez wąskie, strome schodki, robi się coraz ciemniej i cieplej. Przez gumową zasłonę wchodzimy do małej, ciemnej salki jak do sauny. Stoimy w kolejce, próbując się domyśleć, na co spoglądają poprzednicy przez maleńki otwór, źródło światła. Na filmie widać nagą, dziewczęcą postać unoszącą się na powierzchni wody. Z rękami na piersiach wydaje się trwać w medytacji. Faluje woda jeziora. Czy tytułowa konwulsja - właśnie minęła? Lekkość kroku tancerza zachwyca, lekkość ducha przebija warstwy ćwiczeń, kontuzji i przeobrażeń. Ślad gestu tym razem został utrwalony, nie pozostawiając nas naprzeciwko skończonej, idealnej wypowiedzi tancerza, substancja twórcza otacza, niczym emocjonalnym całunem buty, echo kroków.

Realności

_______

Liliana Kozak


Yael Frank pracuje w obszarze video, fotografii i rzeźby. Mieszka w Tel Awiwie, przygotowuje pracę magisterską w Bezalel Academy od Arts w Jerozolimie. Posiada dyplom The Cooper Union School of Art w Nowym Yorku, gdzie wyjechała na roczne stypendium naukowe. Ma za sobą wystawy zbiorowe i indywidualne m.in. w Nowym Yorku, Brooklynie, Los Angeles i Tel Awiwie. Wystawa w Galerii Labirynt pokazuje różnorodne spektrum jej zainteresowań. Przed wejściem do galerii napotykamy tryptyk video - ukazujący relacje międzyludzkie przy okazji święta Purim. Trzy obrazy wyświetlane na przemian zachęcają do różnych zestawień treści. Mimo różnic społecznych w ten dzień świętujący są razem, czują i cenią swoją jedność narodową. Święto ma charakter karnawałowy, uczestnicy tańczą, piją wino, radośnie bawią się razem.
"Party poppers" (tytuł wystawy) są nieszczęśliwi, impreza im się nie podoba, mają ważniejsze sprawy na głowie, przyszli ale cieszą się z tego. Ciągną się za nimi niewidoczne czarne baloniki, nie dając o sobie zapomnieć.