"I love you" nie, bo nie.

________

Jol Gmur


Istota malarstwa. Istota miłości.
Tak jakby te dwa pojęcia-emocje można było położyć na wadze, jedno po prawej, drugie po lewej stronie. A pośrodku? Czy można zmierzyć i sklasyfikować sztukę i miłość w ogóle? Patrząc na pojęcia "miłość" i "malarstwo" widzę abstrakcję, mieszaninę kolorów, emocji, namiętności. Nie potrafię nazwać ich konkretnie, są trochę jak déjà vu. Jednak im dłużej myślę, tym wyraźniej widzę. Skojarzeń jest na tyle dużo, że trudno mi uwierzyć, że to wszystko jest w mojej głowie. Ilość informacji, których doświadczam codziennie, w każdym miejscu przez 24 lata mojego życia pokazuje mi całe spektrum kompilacji. Czasami mam wrażenie, że umysł to śmietnik.

Podobnie rzecz się ma gdy zaglądam do internetu. Wpisuję hasło, i co? No i wszystko, i nic. Jedno hasło – tysiąc skojarzeń, tak różnych od siebie, niepodobnych. Szukamy prawdy obiektywnej czy idziemy drogą skrótu?
Tytuł wystawy Angeliki-Marianny Milaniuk-Mitruk " I love you" był dla mnie punktem do zastanowienia się i zauważenia pewnych analogii pomiędzy malarstwem a miłością. Głównym założeniem artystki było wpisanie hasła „kocham Cię” do wyszukiwarki google, na podstawie których budowała pewien ogólny zarys hasła „miłość”. Odpowiedzią Angeliki oraz internetu na owe zagadnienie jest cykl ok. 17 obrazów o tematyce miłosno-erotyczno-animalistycznej zaprezentowany 17 grudnia 2010 roku w Galerii Białej, w Lublinie.

Cóż, miłość jest tematem przewijającym się w malarstwie prawdopodobnie odkąd człowiek zaczął w ogóle kochać. Temat jest na tyle kontrowersyjny, nieokrzesany i niezdefiniowany, że malarze nie przestają się z nim mierzyć, używając do tego różnych środków przekazu. Angelila Milaniuk zdecydowała się na klasyczną formę wypowiedzi, mianowicie malarstwo olejne, sztalugowe. Jedyne co mogło być odrobinę bardziej interesujące (nowatorskie?) w jej prezentacji, to okrągły, owalny kształt obrazów. Nie ukrywam, że tytuł wystawy jest już pewnego rodzaju wyzwaniem. Słowo „kocham Cię” jest zobowiązujące, więc tym samym byłam podekscytowana idąc na wernisaż.

Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam serie obrazów przedstawiające spółkujące psy, koty, małpy w sukniach ślubnych, dziecko całujące świnię i wszystko co, jest intymne między zwierzętami. Wszystko utrzymane w klimacie disko kicz i Abba w cekinach. Przechodzę dalej i patrzę wciąż na te zwierzęta, idę dalej i widzę Jezusa w neonie, dziewczynkę w masce gazowej, dziecko pokazujące fuck you. I dalej myślę. I czytam czy dobrze przeczytałam tytuł, i jest napisane „ I love you”.
Jeśli założeniem artystki było pokazanie ironi, dwuznaczności, przewrotności pojęcia „miłość” – to ja przepraszam i wychodzę. Jajo miało być, ale za długo stało w lodówce i zgniło. Wystawa mnie nie rozbawiła, nie spowodowała rumieńców z podniecenia ani zdegustowania. Jakoś przaśnie, kolorowo, z pomysłem ale nie uwierzyłam w te miłosne labirynty malarstwa. Brakowało mi tak naprawdę spojrzenia samej artystki na temat miłości, jej odczuć, przemyśleń i punktu widzenia. Bo co mnie tak naprawdę interesuje, co sobie myśli większość społeczeństwa, co mnie obchodzi, że wrzucają do sieci ruchające się psy i podpisują „miłość”. Idąc na wystawę malarstwa DOMAGAM się pewnego poziomu idei, myśli, przekazu. Czegoś, co będzie potrafiło zaskoczyć błyskotliwością i przewrotnością, zaprezentuje mi inny punkt widzenia. Obrazki z internetu, to mogę sobie w domu pooglądać.

Jeśli Angelika próbuje zakomunikować, że dla społeczeństwa współczesnego świata „miłość” to dwa ruchające się psy, albo dziecko całujące świnię, to w tej chwili zastanawiam się „gdzie ja do cholery żyję” i dlaczego nie jestem psem? Po tytule „I love you” można spodziewać się czegoś naprawdę konkretnego. Rozumiem, że brokat i disco miał podkreślić jeszcze bardziej tandetę ukazanej miłości, braku wyższych wartości poza zwierzęcą seksualnością. Ale czy właśnie tym jest „miłość”?
Miłość ma wiele twarzy, podobnie jak malarstwo, którego forma nie ma początku ani końca. Doświadczenie, wiedza, intuicja budują ogólny obraz obu pojęć. Najpiękniejsze jest to, że nigdy tak naprawdę nie zdefiniujemy, nie określimy w ramy ani miłości ani malarstwa. Możemy stawiać co najwyżej pytania i szukać odpowiedzi. Szukanie też jest sztuką. Jeśli chcemy poznać rąbek prawdy powinniśmy zacząć od spoglądania w głąb siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz