Konteksty


Najlepszym lekarstwem na dyskryminację w sztuce jest sztuka*

_________

Agnieszka Chwiałkowska



Aretha Franklin, Maria Curie-Skłodowska, Wisława Szymborska, Olga Boznańska czy Emily Dickinson to ważne postaci na trwałe zapisane w dziejach, kobiety, które podjęły walkę o własną osobowość. Sprzeciwiały się dotychczasowym normom i kanonom, początkowo odrzucane i wyśmiewane, wkroczyły w świat męskich zajęć i zasad.
Mimo, że istniały dziedziny życia, w których płeć piękna w szybkim tempie stała się wyznacznikiem nowych trendów, symbolem nowych wyznań, droga do osiągnięcia celu nie zawsze była prosta. Najtrudniejszą rolę do odegrania miały kobiety obdarzone pasją „typowo męską”. Jedną z nich jest pasja rzeźbiarska. Mężczyźni często nie dopuszczali do siebie myśli, że kobiety mogą być równie mądre, zdolne i silne, a co najważniejsze – niezależne od nich. Ale to umiejętność dokonywania wyborów i świadomość własnych wartości doprowadziły świat w obecne miejsce.
Lata 1864, 1936, 1966 stały się przełomem, chwilą gdy podjęta została walka o marzenia. Każda z nich była inna, wyznawała inne wartości, w inny sposób spostrzegła świat, ale łączyło je coś bardzo silnego.

Camille - imię posiadające w języku francuskim taką samą odmianę żeńską i męską stało się wraz z nadejściem połowy XIX wieku symbolem walki o wolność. W czasach, gdy niedopuszczalne było by kobiety pełniły niektóre zawody ona już jako dziecko postanowiła zostać rzeźbiarzem. Początkowo jej pęd ku indywidualności wyśmiewały modelki w trakcie pozowania, drwili z niego współpracownicy, zaś niemalże cała rodzina nie potrafiła w żaden sposób zrozumieć, jednakże chęć osiągnięcia wolności i spełnienia stała się silniejsza nade wszystko. Camille Claudel – cicha, spokojna i bezgranicznie oddana tworzeniu, znana niektórym jedynie jako muza, kochanka i uczennica wielkiego Augusta Rodina, jawi się współczesnemu człowiekowi jako nieoszlifowany, samorodny diament. W dzieciństwie poznawszy opowieści o duchach i zjawach lepiła różnorakie formy z gliny, które wraz z zdobyciem umiejętności patrzenia i dostrzegania zaczęły zyskiwać kształty. W wieku niespełna 20 lat uczennica stała się doradcą i powiernikiem swego mistrza, który konsultował z nią niemalże każdy temat. Ich dzieła przenikały się wzajemnie uzupełniając. Najważniejszy stał się dynamizm twarzy i ciała, niezwykła doza uczuć. Powstały czyste i namiętne akty, w których bezgraniczne poświęcenie jednoczy się ze sztuką. Salon 1888 roku i jej „Sacountala” przyniosły zmiany. Krytycy niemalże jednogłośnie uznali, iż to uczennica przerosła mistrza. Gliniane postaci urzekają prostotą, prawdą i lekkością… rodzący się motyl wyrusza w samodzielną wędrówkę..

Bulwar przy d’Itall wraz z rozłąką artystów staje się domem już jedynie dla dzieł Camille. Te zaś są bardziej liryczne i cierpiące, to w nich rzeźbiarka opowiada o niewdzięcznej roli, którą przypisało jej życie. Zraniona duma, niewygasłe uczucie, żal po niespełnionym macierzyństwie i odosobnienie, to wszystko źle wpływało na Camille, ale nie sprawiło, że przestała tworzyć. Sztuka stała się dla niej ucieczką, gliniane bruzdy dają możliwość ukazania wewnętrznego niepokoju i różnorakich uczuć nękających duszę. „Modlitwa”, „Walc” czy „Clotho”, wzbudzające zachwyt samego Octava Mirabeau czy te późniejsze czysto zarobkowe dzieła stają się świadectwem kobiecego geniuszu, geniuszu, któremu zmierzch kładzie choroba ale i brak zrozumienia niezwykłej artystycznej osobowości.

Kolejną walkę ze stereotypami podejmuje wiek XX. Wraz z jego początkiem w samym Paryżu działało 231 aktywnych rzeźbiarek, ale ilu z nich tak naprawdę udało się nie zatracić własnej osobowości? Lata 60-te zrodziły minimalizm - sztukę zafascynowaną produkcją przemysłową. Eva Hesse będąca jedyną kobiecą przedstawicielką nurtu i jedną z najbardziej wpływowych artystek ery powojennej, ukształtowała nieco odmienną sztukę. Odeszła od męskiej, rzeźbiarskiej sztywności, zrobiła wszystko by uczłowieczyć minimalizm. Umierając w wieku 34 lat na raka mózgu, pozostawiła po sobie niedokończone instalacje, rysunki i urwane w pół słowa. Nigdy nie chciała by jej sztukę nazywano jedynie kobiecą. Pełna siły, odwagi, pracując w opuszczonej fabryce tekstyliów podjęła próbę eksperymentu z różnorakimi materiałami, zwycięską próbę walki z dyskryminacją. Jedynie na pozór abstrakcyjne instalacje przepełnione są życiem, tragedia miesza się z komedią, erotyzm z powściągliwością. W rurach i ramach owiniętych materiałową skórą płynie efemeryczna cząstka człowieczeństwa, krew i życie. Konstrukcje z drutów, przewodów i masonitu stają się cząstką każdego z nas. Dzieła Hesse, poszukiwanie emocjonalnej relacji ze strony odbiorców staja się istotą postminimalizmu otwierającego kolejne drzwi do świata sztuki.

Ludzka jedność dzięki, której poznajemy i przeżywamy człowieczeństwo jawi się również w naturalnych rozmiarów posągach Malviny Hoffman. Odtwarzając indywidualizm osobowości, grup społecznych i różnorakich kultur tworzy serie rzeźb, których wykonania nie podjął się nikt wcześniej, kształtuje mapę ludzkości. Znajomość antropologii, niezwykłą biegłość techniczną i doskonałą anatomię detalu odnajdujemy w odlanych w brązie figurach. Na każdej twarzy emanującej życiem rysują się radości lub smutki, które Hoffman chwyta jakby zamarznięte w chwili. Wcześniej nieforemna masa teraz czuje, żyje, trwa. Opinia publiczna często odrzucała prace uznając je za zbyt realistyczne, romantyczne, nie rozumiejąc czy też nawet nie chcąc zrozumieć…

Każda z tych kobiet posiada własną historię, własne radości i smutki, każda pragnęła wyrazić w nieco odmienny sposób wyznawane idee i przekonania, ale wszystkie tak samo były do końca nie rozumiane, nie doceniane i po części odrzucone przez środowisko twórcze. Pokochały sztukę, której oddały się bezgranicznie. Podjęły walkę z przeszłością i stereotypami, walkę, której poświęciły całe swe życie. Tragizm i brak zrozumienia ze strony im współczesnych polegał jednak na tym, że były po prostu kobietami.


*Eva Hesse