Zapiski z wędrówek


Festiwal Sztuki Alternatywnej, 14-15.01.2011 Squat na Kubańskiej, Lwów

Korespondencje z Ukrainy

______

Karolina Koziura



W dniach 14-15 stycznia we Lwowie odbył się Festiwal Sztuki Alternatywnej. Głównym pomysłodawcą i organizatorem imprezy był twórczy kolektyw, którego siedziba mieści się przy ulicy Kubańskiej 5. Do udziału w festiwalu zostali zaproszeni muzycy oraz poeci z takich miast jak Tarnopol, Odessa, Kijów, Ivano-Frankivsk oraz rzecz jasna z samego Lwowa. Imprezę rozpoczął wieczór poetycki. Siedząca na podłodze widownia wsłuchiwała się w wiersze jednego z najpopularniejszych ukraińskich pisarzy Jurija Izdryka oraz nowej wschodzącej gwiazdy: Hrycka Semenczuka. Następnie wystąpili poeci m.in. z Odessy i Kijowa prezentując swoją ukraińsko- i rosyjskojęzyczną twórczość. Po spotkaniu część muzyczną otworzył kolektyw DrumTeatr. Zespół łączy w swojej muzyce elementy jazzu i muzyki elektronicznej z rapowanym tekstami poetyckimi. Gwiazdą drugiego dnia festiwalu było kobiece trio Zelene Sestry (Zielone Siostry). Tworzą one muzykę elektroniczną z elementami śpiewu i głosów natury w tle.

Przy okazji festiwalu warto wspomnieć parę słów o samym squacie. Na stałe tworzy go około 15 osób, które zajmują piętrowy budynek niedaleko centrum miasta. Na parterze zorganizowali pomieszczenie, które służy jako miejsce koncertów i spotkań artystycznych. Na piętrze mieszczą się pomieszczenia udostępniane dla młodych zespołów na swoje próby. Przed budynkiem mieści się niewielkie podwórze, które latem również jest artystycznie zagospodarowane. Impreza odbyła się w niewielkim gronie i kameralnej atmosferze. Brawa dla organizatorów za świetny pomysł o niskim budżecie. Jak widać, nawet za małą kasę można zrobić coś na prawdę ekstra.























fot. Karolina Koziura i izdryk_y



 

Młody konsument

Joanna Miczulska
_____

Nieduży się krząta, proszę patrzeć pod nogi…

…bo to Franek ciągany przez matkę swoją … „bywa”. Tam, gdzie krzywda mu się nie stanie, a skorzystać może jego wszystkochłonący rozumek. Franek mieszka z rodzicielką w Lublinie, dzień zaczyna od przedszkola, a kiedy już się wybawi bądź nadchodzi weekend to zostaje skrzętnie zachęcony do przeżycia czegoś co teoretycznie dedykowane jest światu dorosłych. Wydawałoby się, że wernisaże, koncerty, spektakle (nawet te dla najmłodszego widza), etc. nie są w stanie zatrzymać rozpędzonego trzylatka. A jednak! Oczywiście nie można się obejść bez kilkuminutowego merytorycznego przygotowania chłopaka przed wyjściem z domu, a mianowicie trzeba mu nakreślić; gdzie, w jakim celu i co fajnego zobaczy/przeżyje młodzieniec „wmajstrowany” w tę wyprawę. Po kilku takich wypadach wiadomym jest, że wystarczy szepnąć słowo klucz jak np. „koncert” i Franek szykuje się do wyjścia.

Niedawno Muzyczna Scena Andersena zaprezentowała dwa koncerty zespołów: Something Like Elvis oraz Pink Freud…nie przegapiliśmy. Franka FASCYNUJE technika wydobywania dźwięku z instrumentu, nie mógł się nadziwić temu, co słyszał patrząc na akordeon, saksofon czy trąbkę. Proszę mi uwierzyć, dla niego okazja, by przyjrzeć się instrumentom, ich różnorodnym kształtom i wielkościom, podpatrzeć, co dzieje się po szarpnięciu struny, uderzeniu pałeczki itd. jest superatrakcyjnym spędzaniem wolnego czasu. Jak zapewne mamy wiedzą, Lublin nie serwuje szerokiej oferty dla maluchów, ale nie trzeba się wcale wysilić, by znaleźć alternatywę dla placu zabaw/basenu/fikolandu. „Obrazki, figurki, filmiki”, które Fran eksploruje na wernisażach pobudzają jego zmysły i z pewnością dostarczają wielu wrażeń. Podpytuję go na bieżąco, bo niesamowitym jest, jakie emocje temu towarzyszą np. w przypadku wystawy Punk’s not Dead w Lubelskim Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. Zdarza się, że następnego dnia wraca do tych doświadczeń i na nowo drąży temat.

Rewelacją okazał się spektakl Pawla Passiniego „Zwierzątka małe zwierzenia” na podstawie bajek Siergieja Kozłowa. Niezwykła, oszczędna scenografia, fantastyczne animacje, światło, muzyka grana „na żywo” … zachwytów Franka i wielu innych dzieci w tym wykreowanym lesie nie było końca. Z otwartą szeroko buzią, zapartym tchem i wybuchami śmiechu bawiła się mama i Franek.

Polecam serdecznie „Zoomowanie” wydarzeń i bez większego stresu tachanie na większość swoje dziatki. Przekonać się można, co ich bawi, co porusza, do czego jeszcze mają czas dojrzeć, a następnie dobierać formy spędzania wolnego czasu według preferencji. Do zobaczenia!

fot. archiwum Kai Kurczuk