Rodin, la chair, le marbre


_______

Agnieszka Chwiałkowska

Auguste Rodin, Ręka Boga
Henryk IV Burbon przechodząc w 1593 roku na katolicyzm rzekł: „Paris vaut bien une messe”
 (Paryż wart jest mszy). Ja powiedziałabym, że o wiele więcej. Paryż to miasto, w którym każdy znajdzie coś dla siebie, dla jednych będzie miejscem, w którym można płynąć z prądem życia i sukcesu, inni odnajdą w nim oazę ukojenia, do której zawsze będą chcieli wracać. Ja swój skrawek paryskiej ziemi znalazłam w mieszczącym się przy Rue de Varenne Hôtelu Biron.

Parter XVIII-wiecznego pałacu został w 1908 roku przeznaczony na pracownię dla francuskiego rzeźbiarza – Auguste’a Rodina, a od 1919 roku pełni oficjalną funkcję jego muzeum. Bywalcy przywykli do tego, że w salach znajdujących się na dwóch piętrach prezentowane są rzeźby artysty, jego kolekcja antyków, dzieła współczesnych mu artystów, takich jak Paul Dubois czy Vincent van Gogh, oraz że osobną salę poświęcono na ekspozycję rzeźb muzy i artystki – Camille Claudel. Jednakże w tym roku wszystko wygląda nieco inaczej, a to ze względu na ograniczenie stałej ekspozycji z powodu remontu sal, jak i również przez utworzenie w kaplicy jedynej w swoim rodzaju wystawy czasowej – Rodin, la chair, le marbre (Rodin, ciało i marmur). Nazwa niezwykle trafnie określa charakter ekspozycji, którą można oglądać do marca 2013 roku.

Myśli na pograniczu jawy i snu


_______

Agnieszka Chwiałkowska


Tomasz Sętowski, Księżycowe miasto
W umyśle każdego z nas istnieje takie miejsce, które moglibyśmy nazwać przechowalnią, pewnego rodzaju muzeum. Kolekcjonujemy w nim różnorakie obrazy, sceny, uczucia czy też słowa, które przez lata lub przez krótką chwilę były nam bliskie albo nigdy się z nimi nie zetknęliśmy, ale istnieją gdzieś głęboko w nas. Te duże i małe, mroczne i wielobarwne „muzealne” sale pozwalają nam marzyć i rozkoszować się słodką chwilą zapomnienia. Niektóre drzwi prowadzące do ich wejścia przypominają te z króliczej nory, w której znalazła się Alicja, inne są tak olbrzymie, że mogłyby pomieścić wszystkie nasze napływające i odchodzące myśli. Niektórzy z nas ukrywają gdzieś głęboko klucz do swojego „muzealnego zbioru”, inni pozostawiają uchyloną furtkę, tak jak uczynił to po raz pierwszy na piśmie w 1984 roku Waldemar Łysiak tworząc autorską książkę, która stała się dla czytelnika biletem i pozwoliła mu wejść do Łysiakowskiego „Muzeum Wyobraźni”. Pisarz i publicysta dał wyraz temu, że muzeum w wyobraźni istnieje i każdy posiada w nim swój indywidualny zbiór. Wydawałoby się, że powiedział wszystko co tylko można było na ten temat, jednakże milowy krok w przyszłość zrobił artysta z kręgu realizmu magicznego – Tomasz Sętowski, który zmaterializował swoje wizje, nadał im charakter namacalny. Można się w nich znaleźć i to nawet nie wychodząc z domu. Oczywiście, strona internetowa nie może zastąpić obcowania bezpośredniego ale odwiedzenie jej niesie z sobą nie mało doznań, muzyka i wciągająca warstwa wizualna hipnotyzują i zachęcają do wizyty w Muzeum Wyobraźni. Każdy, kto się na nią zdecyduje znajdzie się w miejscu, które jest czymś więcej niż prywatną galerią, gdzie wiszą obrazy i stoją rzeźby – znajdzie się na pograniczy jawy i snu, wśród niekończących się budowli, podwodnych miast i posągowych królowych, które zapraszają do porzucenia resztek świadomości i pozostania w magicznym śnie artysty. A wtedy… mając oczy szeroko zamknięte wrócimy do lat dzieciństwa, zobaczymy odległe krainy, księżycowe miasta, zagubionych wędrowców i księżniczki, którymi chciałyśmy zostać. Z kolejnym drgnięciem powiek dostrzeżemy maszerujące Boschowskie ryby i bohaterów zarówno literackich, jak Don Kichot, czy historycznych, jak Aleksander Wielki. Będziemy mogli zobaczyć napływ inspiracji i moment, w którym malarz odzwierciedla swą muzę. Wrócimy do powieści i przekazów znanych od najmłodszych lat, takich jak tajemniczy ogród czy wieża Babel. Tracąc grunt pod stopami i świadomość tego, czy jesteśmy w magicznym śnie artysty czy już w swoim własnym poczujemy pełną symbolicznych elementów wodę, zobaczymy wydostające się z podwodnych domów promienie światła, popłyniemy obok legendarnego Nautilusa, gdzie dźwięki architektonicznych istot sprawią, że będziemy wirować w takt muzyki, tworzyć w swych myślach historie czekające na uwolnienie. A co dalej? Po zwiedzeniu ostatniej muzealnej sali obudzimy się i pomału otworzymy oczy pragnąc od razu tylko jednego – móc je ponownie zamknąć i marzyć.

Tomasz Sętowski, Dwa światy
Tomasz Sętowski, Architektoniczna hibernacja