Dynamiczny Roee Rosen

______

Agnieszka Chwiałkowska


Żyjemy w świecie zdominowanym przez kanony. To media i telewizja dyktują nam jacy mamy być, jakie role powinniśmy odgrywać w społeczeństwie i co powinno się nam podobać, a co nie. Mówi się, że nasze społeczeństwo jest coraz bardziej liberalne ale wydaje mi się, że to pozory. Gdy pojawiają się trudne sprawy – ludzie albo je ignorują albo – gdy już zostaną poruszone – przybierają bezpieczną maskę i nie mają odwagi wygłaszać niepopularnych sądów. Niełatwo być autentycznym w naszym zmanierowanym świecie, powiedzieć prawdę żyjąc w zgodzie z samym sobą. Wydaje się, że od takich obaw wolny jest Roee Rosen, artysta, który w przemyślny sposób kreuje rzeczywistość równoległą – przystawiając lustro do tej, w której żyjemy.

Roee Rosen to jeden z najbardziej interesujących izraelskich twórców, malarz, pisarz, filmowiec, laureat nagrody Orizzonti na 67 festiwalu filmowym w Wenecji. Jak pisze Stach Szabłowski, cieszy się on zasłużoną sławą najbardziej prowokacyjnego intelektualnie współczesnego artysty w Izraelu. Rosen to mistrz kontrowersji i kreacji, artysta, który nie boi się ukazać struktury i mechanizmów manipulacji, jakimi posługuje się dzisiejszy świat. Kłamca i genialny manipulator. Przede wszystkim zaś niesamowicie skromny człowiek, który uprawia sztukę trudną, wymagającą od widza pogłębionej refleksji i konfrontacji z własnymi uprzedzeniami. Mówi bez ogródek i tworzy według własnych przekonań. Rosen porusza tematy niechciane, do których podchodzi w całkowicie odmienny sposób otwierając nam oczy. Kreuje osobowości, ożywia przeszłość, wikła się w kwestie płci tworząc w ten sposób nieco odmienny do obecnego świat, a może po prostu ten nasz codzienny tylko prawdziwszy?



Sztuka izraelskiego artysty po raz pierwszy została zaprezentowana w Polsce w 2006 roku, na zbiorowej wystawie pt. „Tratwa Meduzy” która odbyła się w Królikarni. Izraelscy twórcy przedstawili wówczas wciąż żywą we współczesnej kulturze kwestię poszukiwania tożsamości. Od kwietnia do lipca 2011 w warszawskim CSW miała miejsce retrospektywna wystawa Roee Rosena, w której zaprezentował przekrój przez dwie dekady swojej twórczej pracy i samego siebie jako dynamicznego umarłego.

Na wystawie pojawiły się prace w różnych technikach począwszy od filmu, instalacji poprzez obrazy, rysunki aż po słowo pisane. Bogactwo i różnorodność zastosowanych „elementów” pokazało nam jak doskonałym kreatorem jest Rosen. Każdy fragment jego prac spaja się z następnym budując jednolitą całość, aż chciałoby się powiedzieć, że według złotej tradycji łączenia różnych technik stosowanej przez Berniniego. Artysta odwołuje się również do pop-artowskiej kolorystyki, która z tematami niektórych dzieł tworzy zestawienie wręcz groteskowe. Pośród tak odmiennych „instalacji” nie mogło zabraknąć również tej, która porusza temat tworzący kanon współczesnej popkultury a więc stand-up comedy, ukazując to, czego nie widzimy i nie wiemy o nas samych. Bezpardonowo (jak z resztą niemalże w całej sztuce Rosena) łączy erotykę z judaizmem, co łamie ewidentnie nie jeden kanon.

Tematem obecnym w każdej z prac, ale nie zawsze przedstawianym bezpośrednio, jest śmierć - widziana w sensie prywatnym, fizycznym, groteskowym czy też wreszcie pozwalająca nam stać się kimś kim nie jesteśmy. Kolejny schemat w podejściu i rozumieniu zostaje złamany pokazując temat drażliwy – holokaust. Artysta manipulując naszymi uczuciami, pociąga za odpowiednie sznurki zmuszając nas do wstąpienia na drogę dotychczas obcą. Kreując własny świat, pieczołowicie złożoną i przemyślaną rzeczywistość, Rosen zdobywa się na odwagę by mówić to co myśli i czuje, za co należy mu się niezwykle uznanie w świecie ułudy i fałszu w jakim żyjemy. Po zetknięciu się ze sztuką Roee Rosena – artysty, który prawdę i dobro ukazuje za pomocą tego co ogólnie przyjęte za złe, jedno jest pewne – już nic nigdy nie jest takie, jak wcześniej się nam wydawało.

Wśród projektów przedstawionych na wstanie do najwcześniejszych należy cykl Obrazy męczennika oraz Autoportrety oszołomione. Prace powstałe między 1991 a 1994 rokiem częściowo odwołując się do tradycyjnej chrześcijańskiej ikonografii, a po części stając w opozycji do niej, rozpoczynają grę z konwencjami, zmianami osobowości i tożsamości samego artysty.

Rok 1997 wiąże się z powstaniem najbardziej znanej i przełomowej nie tylko w karierze artysty, ale i śmiem się pokusić o stwierdzenie, że w dziejach sztuki współczesnej instalacji Żyć i umrzeć jako Eva Braun. Projekt jeszcze przed prezentacją był krytykowany przez izraelskich polityków, a po premierowym pokazie w Muzeum Izraela w Jerozolimie zażądano natychmiastowego usunięcia go. Skandal i burzliwą dyskusję wywołało 66 prac malarskich oraz podzielony na dziesięć rozdziałów tekst i to, co artysta w nim zaproponował. Odbiorca przeniesiony został w ostatnie dni wojny do niemieckiego bunkra. Stając się zarazem piękną i być może okrutną Evą Braun, podąża z nią ostateczną drogą za jej ukochanym tyranem. Intymne stosunki i zapach ciała Hitlera, miłość, rozpacz, samobójstwo i podróż do piekła, a przede wszystkim, jak mówi sam artysta, identyfikacja z oprawcą, a co za tym idzie nadanie mu własnego systemu wartości, stało się dla większości osób nie do przyjęcia. Niemalże nikt nie chciał dopuścić do siebie myśli, że w nim samym może tkwić cząstka zła i okrucieństwa w takim wymiarze. Projekt stał się dla artysty idealną okazją do diagnozy dzisiejszej mentalności społeczeństwa. Z powodzeniem prezentowano go w wielu krajach świata, uznano go za dzieło przełomowe w kontekście zagadnienia holokaustu.

Z wspomnianym już tematem śmierci spotykamy się w kolejnym cyklu prac malarskich prezentującym Obrazy pogrzebowe. Rosen począwszy od 2006 roku co dwa lata maluje kolejny obraz przedstawiający swój własny pogrzeb z punktu widzenia osoby leżącej już w grobie. To co widzi on jak i my odzwierciedla jego aktualne na daną chwilę spostrzeżenia czy uczucia. A groteskowość sytuacji momentami jest wręcz zaskakująca.

Dla większości z nas nieodłącznym „elementem” związanym z odejściem z ziemskiego świata jest spowiedź. Jak można się przekonać dla artysty z pewnością też. W 2007 roku powstał filmowy projekt Wyznania Roee Rosena, w którym artysta przeczuwając nadchodzącą śmierć postanawia dokonać ostatecznego rachunku sumienia z swoim życiem, osobowościami i maskami jakie przyjmował. Kierując się modą obecną we współczesnej kinematografii, tworzy 60-minutowy film, w trakcie którego trzy nielegalne emigrantki pracujące w Izraelu, stanowiące zarazem alterego artysty, recytują po angielsku jego bulwersującą „spowiedź”, nie rozumiejąc tego co mówią. Oczywiście jak przystało na „produkt pełnopakietowy”, nakręcone zostały również dodatki w formie piosenki śpiewanej przez zespół złożony z samych kobiet, czy zwiastun projektu, w którym uczestniczy syn artysty. 9-letni chłopiec sam przyznaje, że nie wie co mówi, a pragnący pokazać swą moc ojciec zamienił go w kukłę, w odwróconego Pinokia.

W nieco innej już konwencji nakręcony został Hilarious – groteskowy monolog typu stand-up comedy. Młoda kobieta (izraelska aktorka Hani Furstenberg) pragnąc zabawić znajdującą się w studio publiczność, opowiada nie śmieszne historie i kawały dotyczące lekarzy, śmierci, czy wydarzeń wciąż aktualnych, takich jak atak na wieże WTC, zamieniając je w banał. Porusza kwestie drażliwe, takie jak konflikt izraelsko-palestyński mówiąc, że nie należy porównywać go do nazistowskiej okupacji i że są takie rzeczy, z których nie można się śmiać. Zasłuchani ludzie początkowo śmieją się, napędzani przez siebie nawzajem, ale później śmiech, który powinien nieść radość, staje się ciężki i duszny, a krople potu na ich skórze zaczynają się mnożyć. Zarówno publiczność w studio, jak i odbiorcy projektu zostają postawieni w dość nietypowej sytuacji, są skonsternowani, a realność opowiedzianych historii uderza swoją brutalnością. To właśnie w formie taniej komedii artysta pyta nas o kwestie wciąż aktualne, ale leżące odłogiem – czy nasze społeczeństwo przepracowało już traumę holocaustu i terroryzm? Czy atak na wieże WTC już jest śmieszny, a my znieczuleni? A może wręcz przeciwnie, nadal jesteśmy bezradni wobec niektórych spraw, a śmiech jest naszą tragiczną maską?

Ostatnim wśród prezentowanych ale cieszącym się niezwykłą popularnością projektem jest powołana do życia w 1900 roku Justine Frank – belgijska żydówka odrzucona najpierw przez grupę surrealistów, a później nie odnajdująca się w ruchu syjonistycznym kobieta, odtrącona i zapomniana przez świat sztuki. Jak mówi sam Rosen – z jednej strony osoba niepożądana, kojarzona z czarnym mesjanizmem Jacoba Franka, z drugiej – artystka, która widzi i podkreśla polemicznie braki zarówno surrealizmu jak i syjonizmu, „alternatywna matka, dobra przez bycie złą”. Kobieta o twarzy żony artysty, niemalże przez dekadę dominowała w jego pracy twórczej wywołując naprzemienny proces kontrolowania się ich obydwojga. Rosen „budując” postać Frank stworzył jej historię, fotografie i oczywiście kolekcje prac. Te pierwsze, znane pod nazwą „splamione portfolio”, przepełnione są tematyką żydowsko-seksualną. Wyrażają nasze pragnienia i drzemiące we wnętrzu zezwierzęcenie. Pochwa staje się ludzką twarzą, a litery izraelskiego alfabetu przyjmują formę pozycji seksualnych, niemalże we wszystkich pracach obecna jest menora. Według Rosenowskiej kreacji, artystka zostaje zapomniana po namalowaniu cyklu ukazującego Frankomasa – a więc Fantomasa, który stał się z jednej strony kobietą, a z drugiej ortodoksyjnym Żydem. Ale dlaczego został odrzucony? Czyżby tematyka kobieca zaczęła wnikać za bardzo w utarte konwencje? Projektowi towarzyszy również film Dwie kobiety i mężczyzna. Jak już sam tytuł sygnalizuje, Rosen powołuje w nim do życia kolejną postać, oczywiście kobiecą, jest nią Joanna Fuhrer Ha’sfari – zmarła w 2005 roku krytyczka sztuki, badająca obrazy Frank i oskarżająca zarazem Rosena o plagiat. Gra z odbiorcą staje się tym bardziej przewrotna, gdy dojrzymy podobieństwo owej kobiety i samego Rosena.

Zarówno tutaj, jak i w innych mistrzowskich kreacjach artysty zauważamy coraz częściej pojawiający się zabieg jakim jest odwołanie do performatywności płci. Sam artysta mówi, że w pełni zgadza się z Judith Butler - „Nie uważam, że nasza płeć, tożsamość lub nasza sztuka są czymś statycznym, czymś co mamy wrodzone”. Artysta eksperymentuje, co pozwala mu pozostać wolnym.

Manipulacja, żonglerka osobowościami i konwencjami, ucieczka w płeć, łamanie utartych schematów i kanonów, aż po odkrycie własnego alterego – to wszystko idealnie podkreśla tworzoną przez izraelskiego twórcę sztukę. Czasami pouczając, czasami ukazując w prześmiewczy i dosadny sposób różne cechy Roee Rosen nakłania odbiorcę, by w plątaninie ról, masek i osobowości kształtujących się w dzisiejszym świecie, zastanowił się jaką funkcję przydzieliło mu społeczeństwo i jaką rolę każe odgrywać każdego dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz