______
Z artystką, Florentyną Nastaj, rozmawia Marta Wysocka
Poznałam Cię podczas obrony Twojego dyplomu, opowiedz trochę o pracach, które wtedy pokazywałaś, były wykonane ciekawą, fakturową techniką, skąd taki pomysł?
W swoich obrazach czasem używam kleju silikonowego. Zawsze mnie pociągała ciekawa faktura, a tę technikę odkryłam zupełnie przypadkowo. Podoba mi się to, że silikon w pełni swojej sztuczności sprawia wrażenie organicznego, kojarzy się z wydzielinami ludzkiego organizmu. Lubię jego poślizg, śluzowość, glutowatość, to że nie do końca da się go kontrolować, plamy które z niego tworzę są dosyć przypadkowe. Kiedy zaczynałam malować dyplom, nie miałam określonego planu. Wszystkie moje ówczesne prace kręciły się wokół tematu relacji ze zwierzętami, zastanawiałam się wówczas jak obronię taki temat. To był dla mnie czas bez żadnych dramatycznych przeżyć, stąd chyba to całe szaleństwo kolorów. W moim malarstwie istotna jest wesołość, chcę by udzielała się innym, by moje prace były pocieszne, nawet mimo obecności elementów nieprzyjemnych czy drastycznych.
W tym momencie muszę zapytać kim są postacie z tych obrazów?
To nie są konkretne, wzięte z życia postacie, one raczej dobijają się do mojej wyobraźni. Wydaje mi się, że w tych obrazach jest jakaś kobieca nerwowość, ukazująca niekontrolowane reakcje na życie czy relacje ze zwierzętami. Na przykład obraz z pawianami powstał z potrzeby samoobrony przed stresową sytuacją, jaka ma miejsce podczas obrony dyplomu. Pomyślałam wówczas, że w sumie nie wiadomo co będzie się działo na obronie i pawiany miały reprezentować moją postawę “wypięcia się”, ale w sposób czytelny tylko dla mnie.
Ja doszukiwałam się tu raczej wątków erotycznych, ten zachęcający róż pup...
No tak - taka para wielkich, wilgotnych pup - coś w tym jest.
Już w Twoich wczesnych pracach widać bajkowe zacięcie, rodzaj zawieszenia między światem realnym - naturą a bajką właśnie, to widać również w kolorystyce. Jak to jest teraz, skąd się wzięły ameboidalne stwory, np. te które wysłałaś na konkurs Bielska Jesień 2009?
Mnie nigdy nie pociągał realizm, zresztą nie potrafię tak malować, a kolory biorą się z mojej dziecięcości. Mimo, że tematyka jest czasem odstręczająca to kolory wszystko łagodzą, zawsze się staram żeby były żywe, czasem irytująco czyste. Nie używam przytłaczających tonów tak jak kiedyś. Choć o czym bym teraz nie pomyślała to dobijają się do mnie potwory. Nie chcę żeby kogokolwiek straszyły, ale by budziły sympatię. Pomimo tego, że relacje między nimi są niekiedy brutalne i krwiożercze, to myślę że jednak są one swojskie.
A co Cię pociąga w okropieństwie?
Teraz już mnie tak bardzo nie pociąga, to samo wypływa, że ostatecznie nie udaje mi się ominąć tematu potworów. Nie wiem gdzie to we mnie siedzi i dlaczego, może wyłażą z podświadomości. Możliwe, że to forma odreagowania. Niejednokrotnie sama się cenzuruję, by nie malować zbyt potwornych stworów i przez to nie odkryć się ze swoimi kobiecymi nerwicami.
Czy malowanie Cię uspokaja?
Trochę tak, ale z samym malowaniem związanych jest pełno emocji i dlatego ostatecznie jest niepokojące. Sam akt malowania nie jest dla mnie zwykłą sprawą, do której podchodzę zrelaksowana. To nie jest czas wytchnienia, ale praca pomieszana z mnóstwem wrażeń.
Jeszcze na studiach robiłaś zdjęcia w konwencji brutalistycznej, jedno z nich zostało użyte w scenografii, którą tworzył Jarek Koziara do spektaklu Pool No Water. To było coś zupełnie innego od tego co tworzysz teraz, myślę że aby stworzyć taki autoportret trzeba mieć do siebie duży dystans. Jakie emocje, myśli dały Ci te prace? Gdzie było ich źródło?
Teraz robię zupełnie inne zdjęcia, ale wówczas miałam moment, kiedy potrzebowałam brutalizmu i estetyki brzydoty. Było to związane z moim życiem, kierowała mną chęć obrzydzenia siebie sobie samej i pokazania tego innym. Wtedy rozsmakowałam się w tym, a teraz jest mi to zupełnie obce. Kiedy byłam na premierze spektaklu i widziałam fotografię, to byłam zaskoczona, że to w ogóle moje zdjęcie. Zdałam sobie też sprawę z tego, jak bardzo moje przeżycia wpływają na to co tworzę. Mimo, że zdjęcia były obrzydliwe to wielu osobom bardzo się podobały. Moja postać była na nich tak oszpecona i zniekształcona, iż nie można było poznać, że to ja. Nie chciałabym wracać do tego więcej, bo to się wiąże z negatywnymi emocjami, teraz lepiej niech już przyjdą kolorowe potwory. Staram się uciekać od tego typu inspiracji, wiem że jakbym ukazywała na płótnach moje pomysły na obrazy, wyglądałoby to w pewnym sensie podobnie do tych mało sympatycznych fotografii.
Wiem, że brałaś udział w różnych konkursach, zdobyłaś już kilka nagród.
Zawsze byłam zaskoczona, kiedy udało mi się uzyskać jakąś nagrodę a to dlatego, że bardzo rzadko zgłaszam swoje prace. Za każdym razem udział w konkursie kończył się dla mnie sympatycznie.
Powiedz jaka jest sytuacja młodego artysty w obiegu galeryjnym? Jak to wygląda z Twojej strony, czy masz jakieś propozycje?
Ja sama nie mam ciśnienia na współpracę z galeriami. Cała sytuacja wokół wystawy mnie raczej zniechęca, choć nie chodzi o samo prezentowanie prac.
Może powinnaś pójść incognito na otwarcie swojej wystawy?
O tak, wtedy mogłabym założyć wąsy, które są wspaniałe w swej istocie.
Pracujesz w różnorodnych mediach, tworzysz też dosyć różne prace, jednak spina je nietuzinkowe poczucie humoru - z jednej strony są niezwykle kolorowe, a z drugiej makabryczne. Przyszedł moment abyś powiedziała coś o swoim najnowszym projekcie.
To nie jest malarski projekt, teraz mam czas zachwytu przedmiotem jakim jest książka, pasjonuje mnie ilustracja książkowa, szczególnie dziecięca. Rynek książki dziecięcej jest w Polsce coraz bardziej ciekawy, do łask wracają autorskie projekty, jest coraz więcej świetnych młodych grafików, którzy się w tej dziedzinie specjalizują. Można je z czystym sumieniem pokazać swoim dzieciom i na nich uczyć je dobrego smaku i poczucia estetyki. To nie są książki produkowane w Chinach, tylko projektowane z myślą o dzieciach przez artystów ilustratorów. Teraz pracuję nad książeczką, w której obrazuję jak powstawały książki tworzone tradycyjnymi metodami typograficznymi, na mechanicznych maszynach. Do pracy zaprzęgłam też moje potwory, mam nadzieję, że się dzieciakom spodobają. Łączę tu malarstwo z ilustracją, w tworzeniu bajkowych postaci używam intensywnych kolorów. Wiem, że dzieci bardzo żywo reagują na moje malarstwo, potrafią zauważyć wesołe sytuacje, nie przeraża ich tkwiąca w nich makabryczność. Chcę, by dzieci miały pociąg do książek, żeby chciały z nimi obcować także ze względu na ich urodę. Dlatego tak ważne są ilustracje, nie będące kalką disnejowskich, pokazujące ,że możliwe są różne sposoby i style ilustrowania, które pobudzą dzieci do rysowania.
Dzieci zupełnie inaczej widzą świat, czasem wydaje mi się, że to co nas przeraża w sztuce, filmie one często spychają na drugi plan. Nie widzą elementów, które dorośli dostrzegają od razu, skupiają swoją uwagę na innych detalach, interpretują obrazy w zupełnie zaskakujący sposób. Ja w dzieciństwie razem z bratem obejrzałam całą wypożyczalnię video w tym horrory. Gdybym teraz miała te filmy zobaczyć jeszcze raz, to raczej schowana pod kołdrą.
Czy coś jeszcze dała Ci praca w Izbie Drukarstwa? Całkiem niedawno wygrałaś kolejny konkurs.
Zostałam laureatką w konkursie na Najpiękniejszą Książkę Roku, co było dla mnie zaskoczeniem. To dzięki maszynom znajdującym się w Izbie Drukarstwa na Żmigrodzie. To zupełnie inny świat, warsztat zecerów, którzy jeszcze na początku XX wieku składali książki z pojedynczych, ołowianych literek. To wszystko mnie zachwyciło i oderwało trochę od malowania. Czcionki są żywe, dotykając zadrukowany papier czuje się pod palcami wytłoczone litery, to jest magia. To też swego rodzaju grafika, tworzona za pomocą typografii. Mamy w planach pokazanie świata drukarni podczas warsztatów dla dzieci. Drukarnia na razie nie działa, ale od czerwca ma ruszyć Dom Słów, do którego będzie mógł przyjść każdy, żeby zobaczyć linotyp i jedyną w swoim rodzaju Planetę Fixię. To piękne maszyny, pochodzące m.in. z drukarni, która działała w tym miejscu jeszcze przed wojną.
Czego się nie dotkniesz to wygrywasz, podobnie było z konkursem na wlepkę o Chopinie.
Spotykają mnie takie miłe niespodzianki. Zainspirowałam się znakiem graficznym powszechnie uznawanym za logo Nowego Yorku i Chopin się w tym zmieścił, a jurorzy uznali mój pomysł za wesoły. W ten sposób wygrałam Roczny Kurs Kreacji w Szkole Mistrzów Reklamy w Warszawie, co zupełnie mi nie leżało. To uczenie ludzi wymyślania pięknie brzmiących kłamstw, a ja nie odnajduję się w tym zupełnie. Książka jest szczera, ale oddać siebie i swoje talenty reklamie, to nie to o co mi chodziło. Tam odbywała się walka o staże, pracę, uczniowie bardzo chcieli zaimponować prowadzącym, a ja mam już swoje miejsce i wiem czego chcę. Choć przyznaję, czas w Warszawie spędziłam owocnie.
Czy w sensie formalnym odwołujesz się do jakiegoś stylu, jak tworzysz symbolikę swoich przedstawień? Opowiedz, jakich artystów twórczość Ci się podoba.
Ja generalnie wystrzegam się silnych inspiracji, nie chciałabym kogoś kalkować. Choć na pewno moje malarstwo da się jakoś zakwalifikować, byłoby nieskromne twierdzić, że jest inaczej. Oczywiście są polskie malarki, których wrażliwość jest mi bliska, jednak one poszły o krok naprzód jeśli chodzi o wyrażanie kobiecych nerwic, seksualności. Myślę tu o Aleksandrze Waliszewskiej, w której malarstwie pojawia się motyw dziewcząt nękanych przez potwory czy też marginalny motyw mężczyzn, ich przytłaczająca obecność, poczucie lęku. Podoba mi się też kosmatość prac Basi Bańdy - z jednej strony jej ekshibicjonizm z drugiej nieśmiałość - mnóstwo różu, rozlanych akwarelowych plam.
Byłam ostatnio na wystawie Kozyry w Zachęcie, pokazującej większość jej znanych prac. Wystawa zaprezentowana jest świetnie, dzięki czemu odbiór też jest pełniejszy. Mimo to wyszłam stamtąd zmęczona, struta, a to dlatego, że niektóre z jej prac były tworzone z przedmiotowym podejściem do człowieka. Myślę tu o animacji Święta Wiosny. Komfort osób, które zostały użyte do powstania dzieła, był na pewno niski. Ciężko mi zrozumieć, że dla idei przekazu można zignorować to, co osoba animowana przez kogoś obcego czuje. Mam poczucie, że sama artystka nie postarała się o przyjazną atmosferę współpracy. Zatrudniła osoby, które poruszały rękoma starszych mężczyzn i kobiet i robiły zdjęcia według wcześniej ustalonego planu. Ja się takimi sytuacjami przejmuję po prostu. Chociaż - Łaźnia jest świetna - ukazanie brzydoty starego ciała w naszych czasach ma sens w kontekście tego wszechogarniającego kultu piękna. Ja zresztą lubię przebywać z osobami starszymi, wychowywałam się z babcią i mam słabość do welinowej skóry dziadeczków.
Lubię twórczość Marlene Dumas, artystki pochodzącej z Afryki, ale tworzącej w Amsterdamie, która portretuje ludzi różnych ras i pochodzenia. Podoba mi się sposób w jaki przedstawiła serię portretów martwych kobiet. Kolory i akwarele, których użyła do namalowania tych prac sprawiają, że jest w nich niezwykły spokój, nie rażą swoją obrzydliwością, a mimo to wywierają mocne wrażenie. Tak samo jak jej erotyczne obrazy kobiet, mimo że są one niemal pornograficzne, to estetyka fioletów, błękitów i szarości sprawia, że są ładne.
A może jednak coś aktualnie malujesz?
Maluję nowy obraz Danae, gdzie pojawia się złoty, brokatowy deszcz. Brokat to moje nowe odkrycie - jest rewelacyjny: piękny, lśniący, kiczowaty, co też mi się bardzo podoba. Okazało się, że jest niezwykłe bogactwo kolorów i kształtów brokatu, a to dzięki manikiurzystkom, które zdobią nim akrylowe paznokcie, ja też łączę brokat z akrylem. Lubię malować kobiety i ciekawią mnie ich wzajemne relacje. Tak jak moje obślizgłe babeczki z kleju czy te z zębami i parasolkami. Nie wiem skąd mi się to bierze, przecież lubię kobiety. Teraz miałam ochotę na wielkie krosna, które ledwo zmieściłam do pokoju i one już czekają na kolejne stwory.
Jesteśmy czasem niezwykłymi potworami, może po prostu masz tego świadomość. Zbierasz potworne maskotki?
Nie, ale zbieram piękne książki, różne pamiątki i rzeczy, które wynajduję na targach staroci. Mam tez kolekcję szklanych kul śniegowych, jak się wszystkimi potrząśnie to wszędzie pięknie pada. To niezwykły mikrokosmos. No i jeszcze jakby ktoś miał wąsy do oddania to chętnie przyjmę.
Florentyna Nastaj (ur. 1983) - absolwentka Wydziału Artystycznego Uniwersytetu Marie Curie-Skłodowskiej w Lublinie, dyplom w Pracowni Malarstwa prof. Adama Styki. Od 2009 roku pracuje w Ośrodku "Brama Grodzka - Teatr NN".
nagrody:
2010 I nagroda w Konkursie Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek
Najpiękniejsze Książki Roku 2009
2010 I nagroda w konkursie graficznym „Chopinium”
2008 III nagroda w 18. Ogólnopolskim Przegl¹dzie Malarstwa M³odych PROMOCJE
nagroda Kwartalnika Artystycznego EXIT
wystawy zbiorowe:
2004 OBRAZY ELEMENTARNE, Młode Forum Sztuki Galerii Białej, Lublin
2005 Kolumna Sztuki, Galeria Gardzienice, Lublin
2006 KRESBA A MALBA , Galeria T, Hradec Králové, Czechy
2006 VIDEOKONT-prezentacja sztuki nowych mediów, Galeria Kont , Lublin
2007 Międzynarodowy konkurs AUTOPORTRET- wystawa pokonkursowa, Muzeum
Regionalne w Stalowej Woli / Galeria ASP w Poznaniu
2008 18. Ogólnopolski Przegląd Malarstwa M³odych PROMOCJE wystawa pokonkursowa
2009 ELIA Projekt Bloom- mural painting, Brulsela,Belgia
2009 39. Biennale Malarstwa „Bielska Jesień 2009” wystawa pokonkursowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz