List otwarty do Ludzi miasta Lublina

______

Piotr Loulou Lużyński



Wygląda na to, że w Lublinie kultura przestała się OPŁACAĆ. Ciekawe, co miało tak radykalny wpływ na zmianę POLITYKI miasta. A może radnym nie po drodze w tym kierunku skoro Lublin nie został stolicą kultury 2016.

Może nie jest już w INTERESIE miasta wspieranie działań artystycznych i bezrefleksyjnie teraz zacznie wielkie czystki kulturalne. Ciekawe, czy inicjatorzy naszego biegu po wygraną przewidzieli taki scenariusz i czy mają jakiś pomysł, co dalej z takim miejscami jak "Tektura", bo to miejsce w walce o nominacje było w 100 procentach lojalnym sprzymierzeńcem. Mówi się, że rewolucja zjada własne dzieci. Pozostaje tylko pytanie czy Lublin kiedykolwiek zasługiwał na miano stolicy kultury i czy tak naprawdę nie była to walka tylko o wymierne korzyści, które miały wypełnić miejskie konto. Dlaczego nie dostrzega się w takim kulturalnym mieście głębokich wartości jak bezinteresowne zaangażowanie, niemodne dziś ideały ludzi tworzących coś, w co wierzą. Tacy ludzie istnieją w Lublinie, stworzyli dla nas "Tekturę" - miejsce nie poddające się kompromisom programowym, politycznym rozgrywkom, dotacyjnej obłudzie. Miejsce wolne, otwarte dające schronienie zjawiskom i sytuacjom, które nie mają szans zaistnieć w komercyjnym mainstreamie, postawom często nierozumianym ale obecnym w naszym społeczeństwie i koniecznym do zaakceptowania. Miejsce prawdziwej ALTERNATYWY. Alternatywa ma głęboką tradycję w naszym mieście, tylko mam wrażenie, że stetryczała na ciepłym etacie, zapominając, co to wolność wypowiedzi, oddolna inicjatywa, dyskurs społeczny. Alternatywa, z którą wielu szanowanych i istotnych działaczy, twórców a nawet polityków łączą silne korzenie. Gdzie są, gdy potrzeba takiego miejsca jak "Tektura" w naszym mieście jest kwestionowana? Mówimy o mieście, w którym odbywają się Konfrontacje Teatralne. Lubelska Chatka Żaka obrosła w legendę jako mekka ruchu studenckiego walczącego z systemem totalitarnym. Tu istniało Studio Teatralne, z którego twórcy wyruszali w świat pokazywać lubelski alternatywny sposób patrzenia na rzeczywistość. Przez lata Centrum Kultury dawało tym samym twórcom schronienie, aby nie zeżarł ich bezlitośnie raczkujący kapitalizm a unikatowe zjawisko alternatywy Lubelskiej mogło przetrwać. Gdzie są ci ludzie gdy miejsce, w którym ich dzieci mogą kontynuować tą tradycję jest szykowane do zamknięcia. A może to koniec, może należałoby spytać, kto następny - Galeria Labirynt, Rozdroża, Centrum Kultury bo Chatka Żaka padła już dawno. Nie do pojęcia jest dla mnie taka sytuacja. Choć z drugiej strony gdy patrzę na powstawanie marionetkowych ośrodków wypełnionych rzeszą zindoktrynowanych wolontariuszy, wykonywujących skrzętnie i bezrefleksyjnie przydzielone im funkcje, a całość powstaje by legitymizować działania i cele wytyczane przez politycznie zależnych menadżerów kultury, to sytuacja, że ktoś opluwa i depcze tą piękną tradycję przeraża, ale wydaje się być w jakiś dziwny sposób logiczna.

Fake Art Michała Brzezińskiego

_______

Gabriela Rybak


Michał Brzeziński świadomie porusza się po artystycznych ścieżkach, które sam sobie wytycza. Nie dość, że tworzy własne, oryginalne konstrukcje teoretyczne, co nadaje mu status konceptualisty, nie obawia się materializować własnych tworów myślowych, tym samym zmieniając swój status z konceptualisty w realizatora, a także w artystę, a nie tylko urabiacza idei. Michał Brzeziński jest nie tylko realizatorem. Możemy śmiało powiedzieć, iż jest on także realistą, gdyż umiejętnie manipuluje widzem tak, aby odkrył on prawdę - artystyczną. Fałszując wnioski, które wydają się być aksjomatami dla większości odbiorców jego sztuki, równie dobrze mogących być zbiorowiskiem słuchaczy na wykładzie w tajnym laboratorium CERN, ukazuje rzeczywistość będącą odwrotnością zmanipulowanego przez media świata. Notabene do obnażania sposobu zwalczania działań systemu używa takich samych metod i narzędzi, co jego projektanci. Media nie tylko są narzędziami i generatorami manipulacji, są nimi także naukowcy wyciągający mylne wnioski ze swych badań i podający je jako prawdziwe, niepodważalne i ostateczne do wiadomości ogólnoświatowej opinii publicznej, a także badacze pracujący na rzecz korporacji, którzy są bądź co bądź są zaprogramowani w ten sposób, aby otrzymywać stosowne wnioski.

Zanurzeni w błękicie, utopieni w pomarańczu

_______

Marta Wysocka


Ostatnia wystawa Ewy Axelrad pt. ORANŻ otwarta w Galerii Białej to sytuacja niezwykle estetyczna i wysmakowana. Minimalizm użytych tu form w specyficzny sposób współgra z ukrytym przekazem posiadającym historię, głębię treści, dawkę przeżyć. I jeśli pozwolimy, to wytrąci nas z szablonowego sposobu myślenia. Artystka wykreowała bowiem świat, który w dziwny sposób wciąga, tak - że długo nie chce się wyjść z galerii, a do głowy cisną się różne skojarzenia i liczne pytania.

W momencie wejścia do środka ogarnęło mnie uczucie bycia w otwartej, pełnej powietrza przestrzeni, obietnicy przygody, wakacji, lekkości bytu, jednak za chwilę to wrażenie zmieniło się i przestrzeń od tyłu zaczęła się jakby zwężać, stała się mroczna, może nawet ciężka. Wystarczył półobrót i wzrok przeniesiony na jedyny w tej sali obiekt - niewielki, oświetlony reflektorem model samolotu. Utworzony na przeciwległej ścianie piękny cień, kojarzący się z ptakiem czy też sylwetką skoczka, przywołał znowu lżejsze odczucia. Na ścianie obok zarysu samolotu, pojawia się również nasz cień - niepokojąco uświadamiając nam naszą obecność obok przedmiotu wystawy i nieoczekiwanie prowokując wspomnienia bądź marzenia. Zaskoczenie wspomaga fakt, iż całe pomieszczenie Galerii (sufit, ściany i podłoga) zostało pomalowane na jasnoniebieski kolor a umieszczony na końcu sali reflektor, który punktowym światłem podświetla podwieszony model samolotu, to jedyne źródło światła w sali. Przestrzeń jest tak gęsta od koloru, że aż trudno się w niej oddycha. Pomimo, że niebieski zdaje się wibrować w powietrzu to wrażenie jakie powoduje jest całkowicie niemęczące i przyjemne.


Notatki z wyprawy do Pragi

_____

Marta Ryczkowska


Między Polską a Czechami rozciąga się rozległe pasmo górskie. Wydawałoby się więc, że dzieli na zaledwie kilka kroków. Jednak gdyby przyjrzeć się czeskiej i polskiej mentalności i sztuce, która jest jej owocem, graniczne góry urastają do potęgi Himalajów. Ja i Paulina Kempisty pojechałyśmy do Pragi na artystyczny rekonesans i … urzekła nas czeska historia. To sztuka, która trafnie wyczuwa absurdy, a śmiech jest w niej tragiczną maską bezradności. Sztuka zdetronizowanych świętości, seksu pełzającego po ulicach, wykrzywiona w ironicznym grymasie. Przypomina trochę rozbrykane dziecko przy stole, przy którym wszyscy są raczej poważni, a jeśli żartują, to są to żarty nie wybiegające poza konwencje savoir vivre’u. Czescy artyści mają gdzieś artystyczny savoir vivre, radośnie obalają tabu, bronią się przed „dużymi tematami”, takimi jak historia, polityka itd. Operują własnymi konwencjami, które dla innych nacji mogą być niezrozumiałe, świętokradcze, kiczowate.