_____
Marta Ryczkowska
Między Polską a Czechami rozciąga się rozległe pasmo górskie. Wydawałoby się więc, że dzieli na zaledwie kilka kroków. Jednak gdyby przyjrzeć się czeskiej i polskiej mentalności i sztuce, która jest jej owocem, graniczne góry urastają do potęgi Himalajów. Ja i Paulina Kempisty pojechałyśmy do Pragi na artystyczny rekonesans i … urzekła nas czeska historia. To sztuka, która trafnie wyczuwa absurdy, a śmiech jest w niej tragiczną maską bezradności. Sztuka zdetronizowanych świętości, seksu pełzającego po ulicach, wykrzywiona w ironicznym grymasie. Przypomina trochę rozbrykane dziecko przy stole, przy którym wszyscy są raczej poważni, a jeśli żartują, to są to żarty nie wybiegające poza konwencje savoir vivre’u. Czescy artyści mają gdzieś artystyczny savoir vivre, radośnie obalają tabu, bronią się przed „dużymi tematami”, takimi jak historia, polityka itd. Operują własnymi konwencjami, które dla innych nacji mogą być niezrozumiałe, świętokradcze, kiczowate.
Przyjechałyśmy do Pragi i odwiedziłyśmy kilka miejsc, do których warto zajrzeć – artystyczną faktorię Davida Cernego – "MeetFactory", Galerię "Futura", Galerię Miejską, Muzeum Młodej Sztuki "Artbanka", widziałyśmy Biennale w Micronie. Wizyta skłoniła nas do kilku mniej lub bardziej ogólnych refleksji. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z czeską sztuką performance, w zeszłym roku podczas SMOG-u w Katowicach, pisałam o tym na festiwalowym blogu. Przyjechała wówczas czeska ekipa z Ostrawy pod dowództwem Jiri Suruvki, która zrobiła przedziwny, hałaśliwy show – agresywny wizualno-dźwiękowy miszmasz pełen pornografii i kiczu – czym zdegustowała Polaków. Suruvka mówił wówczas, że jest takie słowo wytrych, które opisuje czeski performance – trapny – wywołujący zażenowanie. O czeskim umiłowaniu żenady przypomniałam sobie podczas wędrówki po Pradze. Spacerowałyśmy po mieście intensywnie chłonąc sztukę i wydawało nam się, że aby spróbować ją opisać i zrozumieć, należałoby opuścić albo przynajmniej poluzować znane nam kategorie. W Polskiej prasie wzmianki o czeskiej sztuce pojawiają się w skandalizującej otoczce. David Cerny, naczelny czeski rzeźbiarz i towar eksportowy, w polskiej prasie określany jest jako wulgarny intelektualista, który w książce The Fucking Years naśmiewa się z przyjętego w katalogach zwyczaju wyliczania sukcesów artysty i uznając seks za sferę swoich największych sukcesów przelicza lata twórczości na litry wyprodukowanej spermy. Wydaje się jednak, że to co dla Polaków pachnie skandalem i obrazoburstwem, dla Czechów jest raczej neutralne, nie wzbudza większych emocji, leży w ich sposobie obrazowania i manifestowania uczuć wobec rzeczywistości.
5 Biennale w Pradze zaskoczyło nas z kilku powodów. Przede wszystkim pierwszy raz zostało zorganizowane w budynku Mikrony na Pradze 4 (Modrany), a nie jak w poprzednich edycjach na Karlinie. Mikrona to wielki, postkomunistyczny biurowiec, w którym pierwotnie miało mieć siedzibę archiwum tajnych dokumentów, jednak organizowane są tu wystawy, targi mody i akcje artystyczne. Byłyśmy jedynymi widzami wystawy, która mieściła się w podziemnej części budynku i na dwóch ostatnich najwyższych piętrach. Wrażenia przestrzenne były niesamowite, wędrowałyśmy samotnie po gigantycznym biurowcu. Podziemna część była poświęcona czeskiej sztuce, w mrocznych piwnicznych zakamarkach zebrano bardzo ciekawe realizacje wideo i instalacje czeskich twórców.
Czeska sztuka zaskakuje i intryguje kontrastami – wysublimowane piękno i brzydota, mikro i makroskala, industrial i barokowy przepych. W Pradze sztuka wyziera z najmniej oczekiwanych miejsc, w narożu kamiennicy wisi tajemnicza postać , na placyku raczkują niemowlęta giganty, z tyłu galerii Futura wyrastają dwie pary wypiętych pośladków, do których można zajrzeć, jeśli się wejdzie na drabinkę między ogromnymi kamiennymi nogami. Sztuka czeska jest jak nieoczekiwany figiel, prztyczek w nos. Zaskakuje widza tam, gdzie się tego nie spodziewa. Jednym z takich nieoczekiwanych spotkań ze sztuką czeską była wizyta w "Artbanka" Muzeum of Modern Art. Idąc wzdłuż Karlovej w stronę Mostu Karola zajrzałyśmy do jednej z bram. W podwórku wisiały olbrzymie pistolety skierowane do siebie lufami. Trafiłyśmy do niezwykłego barokowego pałacu, w którym mieści się obecnie jedna z największych niekomercyjnych galerii sztuki najnowszej w Czechach. To, co tam zobaczyłyśmy niemalże zwaliło nas z nóg. Na kilku kondygnacjach, w trzech skrzydłach pałacu zebrano dzieła wielu artystów współczesnych. Instalacja, która nas przywiodła do Artbanki, Guns Davida Cernego to cztery wielkie pistolety usytuowane symetrycznie, skierowane lufami w niewidzialne centrum, przestrzeń między nimi. Wydobywa się z nich podobno dźwięk Instalacja była pokazywana w 1994 w wieżach Word Trade Center. Niezwykły budynek nasyconą historią, której poszczególne warstwy odsłaniały się ze ścian, wypełniony mocną, intensywną, monumentalną czeską sztuką robił piorunujące wrażenie. Wystawa w "Artbance" w jakiś sposób pokazuje to, co w czeskiej sztuce najbardziej spektakularne i reprezentatywne.
cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz