______
Paulina Kempisty
To był bogaty w emocje festiwal. Pełen kontrastów, napięć, ekspresji i poetyckich, zagadkowych obrazów. Czyli właśnie taki, jaki miał być według zamysłu kuratorskiego Artiego Grabowskiego. Zapraszanie kuratora jest praktykowane przez organizatorów od 2006 roku – do tej pory rolę tę pełnili: Alastair MacLennan, Richard Martel, Chumpon Apisuk, Alexander Del Re oraz Małgorzata Butterwick wspólnie z Angelem Pastorem.
„Interakcje” odbyły się w Piotrkowie Trybunalskim już po raz trzynasty, od samego początku organizowali je Piotr Gajda i Gordian Piec. Wieloletnimi gośćmi festiwalu są Jan Świdziński, który tym razem nie mógł przyjechać oraz Przemysław Kwiek. Stałym punktem programu jest również performance Grupy Restauracja Europa (Piotr Gajda, Gordian Piec, współpraca: Mariusz Marchlewicz, Olga Nowakowska). W tym roku wystąpił także przybyły z Francji Ryszard Piegza – jeden z współtwórców „Interakcji”. Festiwal miał miejsce, jak zawsze – w maju. Wystąpiło prawie czterdziestu artystów z siedemnastu krajów, w tym dwie grupy artystyczne i jedna muzyczna. Główna część festiwalu odbywała się w Ośrodku Działań Artystycznych w godzinach wieczornych aż do późnej nocy, natomiast w ciągu dnia artyści występowali w różnych przestrzeniach: na Rynku Trybunalskim i jego okolicach oraz w galerii handlowej. Podobnie jak w poprzedniej edycji festiwalu, w ramach tzw. „OFF Interakcji” wystąpili studenci debiutujący w polu sztuki performance, wybrani przez wykładowców Akademii Sztuk Pięknych z Gdańska, Szczecina, Poznania, Wrocławia i Krakowa. BBB Johannes Deimling prowadził warsztaty performance, których uczestnicy wykonali finałową prezentację ostatniego dnia festiwalu. Ożywczo na formułę festiwalu podziałał koncert grupy Hati (Polska) w towarzystwie Z’EV-a (USA).
Program festiwalu skonstruowany był tak, żeby publiczność ani na chwilę nie straciła koncentracji i otrzymała odpowiednią dawkę emocji. Performances cechowały się dużą rozpiętością w sposobie budowania napięcia za pomocą różnych środków. Artyści zaprezentowali odmienne strategie, od „klasycznego”, czystego performance, przez wystąpienia w dużej mierze oparte o projekcje i nagrania dźwiękowe, aż po formy parateatralne. Pluralizm postaw powodowany był również rozpiętością geograficzną krajów, z których przybyli zaproszeni artyści: od dalekiej Azji (Korea Południowa, Filipiny, Birma, Singapur) i Australii, przez Europę (Finlandia, Dania, Estonia, Polska, Niemcy, Francja, Holandia, Włochy, Hiszpania) aż po Ameryką Północną (Kanada, USA i Meksyk). Arti Grabowski zapytany o tą różnorodność postaw, odpowiedział: Kluczem do programu było nakreślenie jak największych napięć energetycznych i emocjonalnych oraz zróżnicowanie go pod względem użycia mediów, dźwięku, ciała m.in. Chciałem też przypomnieć iż piotrkowski festiwal jest festiwalem szeroko pojętej sztuki akcji, a nie tylko performance.
Początek festiwalu był mocnym wstępem, swoistym crescendo, narzucającym dynamikę dni kolejnych. Program narzucał szybkie tempo, a kolejność wystąpień dostarczała widzowi skrajnych doświadczeń i emocji. Pierwszy wystąpił Stelarc, czyli Stelios Arcadiou z Australii. Wprowadził widzów w świat cyberprzestrzeni i za pomocą interaktywnej transmisji zwrotnej zaprezentował wirtualnego człowieka, którego ruchy powiązane były z ruchami artysty. Następnie krótko przedstawił swoje poglądy dotyczące związków ciała i technologii, podpierając się przykładem słynnego ucha, które „wyhodował” na lewym przedramieniu. Zaprezentowany obraz cyberczłowieka, który de facto niewiele różnił się od gry komputerowej miał świadczyć o „zestarzeniu się ciała”. Ciało, w dobie cyberkultury oraz szybko postępującej wirtualizacji i multimedializacji otaczającego nas świata, jest według Stelarca niewystarczające. Zupełnie inaczej rozumianą cielesność zaprezentowała Herma Auguste Wittstock, artystka młodszego pokolenia pochodząca z Niemiec. Performerka stworzyła atrakcyjną wizualnie, malarską, pełną kontrastów, doświadczeń granicznych i – prostą w odbiorze sytuację. Naga artystka zawieszona tuż nad ziemią na cienkich sznurkach, przybrała pozycję przypominającą poród. Ułożenie ciała uwarunkowane było układem linek – było konieczne dla utrzymania równowagi. Tuż nad jej twarzą zawieszona była butelka wypełniona żółtym płynem, który wyglądał jak uryna, jednak utrzymująca się na jego powierzchni gęsta piana, świadczyła, że to detergent. Płyn wolną strużką spływał do ust artystki, z których od czasu do czasu wydobywały się bańki. Efektywności dodawało punktowe światło skierowane z góry. Przybrana pozycja choć otwarta i bezbronna, pozornie relaksacyjna, była jednocześnie bardzo niewygodna, bolesna i wymagająca koncentracji. Sznur pozostawił czerwone pręgi i natychmiast wywołał sińce. Piękny obrazek, zakłócony był odczuciem niewygodnej i napiętej pozycji. Bąbelki, kojarzące się ze szczęściem i dziecinną zabawą łączył się z bólem i niebezpieczeństwem zachłyśnięcia trującym płynem. Pierwszy dzień festiwalu zakończyło wystąpienie Istvana Kantora z Kanady. Jest to artysta o niezwykle charyzmatycznej osobowości i zjawiskowej fizjonomii. Zgodnie z deklaracją, że nie uprawia sztuki nudnej, wykonał niezwykle ekspresyjny, wieloelementowy performance oparty w dużej części na muzyce. Jego wystąpienie stanowiło przeciwwagę dla postawy i poglądów Stelarca, co było pierwszym szczęśliwym zbiegiem okoliczności festiwalu. Zestawienie ich performances sprowokowało do postawienia sobie pytań o granice i różnice w postrzeganiu istoty człowieczeństwa. Ich wystąpienia, choć skrajnie odmienne, łączyło zwątpienie w człowieka współczesnego. O ile Stelarc kwestionuje przydatność ciała i poddając je ekstremalnym próbom i przekształceniom, sygnalizuje utratę tożsamości oraz konieczność przystosowania go do coraz bardziej wymagającej rzeczywistości, o tyle Kantor fizyczność eksponuje – poprzez podgrzewanie własnej krwi na grzałce, wystawianie się na potencjalne niebezpieczeństwo, by za jej pośrednictwem wyrazić anarchistyczny bunt wobec rzeczywistości.
Performances zaprezentowane w kolejnych dniach były przeglądem wielokierunkowości sztuki żywej i różnorodności strategii artystycznych. Szczególnie interesujące były kontrastowe wobec siebie performances Giovanniego Fontany (Włochy) i Mehdiego Farajpour (Iran/Francja), ponieważ każdy z nich w swoich działaniach opiera się na pobudzaniu innego rodzaju zmysłów. Pierwszy z nich, zaprezentował wysmakowaną poezję dźwiękową, której jest jednym z czołowych przedstawicieli. Możliwości głosowe artysty, opanowanie do perfekcji dźwięków wydobywanych za pomocą oddechu, w połączeniu ze ścieżką dźwiękową i umiejętnym operowaniem efektami sprzężenia zwrotnego oraz ekspresyjną mimiką, budowały niepowtarzalny spektakl muzyczny. Przeciwny biegun wyznaczało wystąpienie Farajapour oparte o elementy teatralne i zaczerpnięte z tańca Butō. Silne, białe światło z projektora wyznaczało ramy, w których poruszał się artysta, co wzmacniało efekt teatralności. Ciało artysty pokryte było białą farbą. Opowieść, którą zaprezentował interpretować można na różne sposoby; czarny materiał, w którym pojawił się na samym początku sygnalizował kobiecy czador, po ściągnięciu którego ujawniła się postać mężczyzny ubranego w damski strój. Sposób poruszania się artysty przypominał marionetkę, której ruchy uzależnione są od niewidzialnej ręki i dynamiki rytmicznego dźwięku pisania na maszynie. Działanie artysty nasunęło różne interpretacje dotyczące sytuacji kobiet w świecie muzułmańskim, jak również problemu tożsamości. Wystąpienie Mehdiego Farajpour tak daleko wybiegało w pole sztuki teatralnej, że jego obecność na festiwalu pozostaje dla mnie dyskusyjna – mimo programowej „różnorodności” festiwalu. Odmienność postaw twórczych wzmocnił Przemysław Kwiek, który wykonał trzyczęściowy Appearance 178. Złożyły się na niego: wystawa, akcja w przestrzeni Piotrkowa i wykonana ostatniego dnia trzecia część pt. „Rój”. Było to współdziałanie grupy wolontariuszy zaaranżowane przez artystę, którzy wchodzili ze sobą w interakcje w wyznaczonych szarym papierem ramach. Każdy z nich zaprezentował za pomocą rekwizytów swoje indywidualne zainteresowania, co budowało narrację i wpływało na różnorodność grupy – wbrew tytułowi sugerującemu jednolitość i masę. „Rój” był działaniem ujawniającym myślenie o rzeźbie w kontekście procesu, z drugiej strony ramy wyznaczające obszar współdziałania wolontariuszy nasuwały skojarzenia z żywym obrazem. Podobny sposób myślenia o procesie tworzenia wykazał Soren Dahlgaard z Danii. Artysta uzbrojony w absurdalny strój z bagietek, szczelnie pokrył grubą warstwą farby dwie modelki. Performance Dahlgaarda był przeniesieniem procesu twórczego związanego z powstaniem obrazu w rzeczywisty kontekst. Groteskowe oręże było zdystansowanym odniesieniem do utartego myślenia na temat sztuki oraz roli i wizerunku artysty, co przywodzi na myśl buntownicze działania artystów awangardowych.
Kolejnym silnym akcentem w programie festiwalu były niezwykle dynamiczne performances zaprezentowane przez Ramona Churrucę z Hiszpanii oraz NONGRATĘ - grupę młodych artystów z Estonii. Churruca posługując się sugestywnymi rekwizytami wskazywał na skrajne wartości, które w życiu współczesnego człowieka uległy spłyceniu, bądź wymieszaniu – kultura niska z wysoką, religia z kulturą pop. Świadczą o tym plakaty i tekstylia z podobizną Jana Pawła II, których liczne warianty pojawiły się w związku z – jak mówił artysta – „turbobeatyfikacją” polskiego papieża. Churruca nawiązał również do pojęcia piękna i brzydoty. Zamieniając ich znaczenia podjął dyskusję z naszym poczuciem estetyki, do której przyzwyczaiły nas współczesne media. Ten temat podejmował film, będący integralną częścią performance. Jego bohaterem był człowiek o zdeformowanej twarzy, lecz, paradoksalnie, ukazany w niezwykle estetyczny sposób. Swoistym wirusem całego festiwalu była NONGRATA, która wykonała dwa performances: pierwszy w Ośrodku Działań Artystycznych, drugi w przestrzeni pobliskiego parkingu. Oba działania dążyły do zdezorientowania i oszołomienia publiczności wprowadzanym chaosem, i poprzez wciągnięcie widzów w dynamiczną akcję – do swoistego zawładnięcia ich emocjami. Widzowie chętnie wchodzili w interakcje dając ujście swoim emocjom i ulegając prowokacji. Szczególnie dotyczy to akcji na parkingu, polegającej na destrukcji samochodu, w którą kilka osób z publiczności ochoczo się włączyło. Działanie uświadomiło niszczycielskie tendencje drzemiące w każdym z nas, których wyzwolenie przynosi niepokojącą przyjemność. Z kolei podczas akcji w galerii artyści wskazali różne mechanizmy działania człowieka, który tak naprawdę jest prosto skonstruowany, wręcz prymitywny na co wskazuje łatwe uleganie emocjom.
Po drugiej stronie szali napięć znalazły się intymne, spójne i poetyckie obrazy stworzone w performances Antoniego Karwowskiego i BBB Johannesa Deimlinga. Oba były retrospektywnym spojrzeniem w głąb swojej przeszłości i niosły przekaz dotyczący przełomów, które często niezauważalnie dokonują się w życiu człowieka. Czy jest to utrata tytułowej „niewinności” jak w wystąpieniu Karwowskiego, czy symboliczny proces następujących po sobie etapów życia – kolejnych inicjacji pokazanych przez Deimlinga. Momenty przejścia z dzieciństwa w świat dorosły, wiążą się również z pewnym ciężarem doświadczenia i przeżyć, które pamięć i czas stopniowo zaciera, lecz nie pozwala się z niego wyswobodzić i zapomnieć. Wspólnymi elementami performances obu artystów był ogień niosący moc oczyszczenia oraz kontrastowość bieli i czerni. Jednak ich zestawienie ujawniło oczywistość i zbytnią bezpośredniość przekazu Deimlinga, który wyglądał na wykonany ściśle z zamierzonym planem, bez wolnej przestrzeni do improwizacji, czy pracy z materiałem. Na bazie osobistych przeżyć zbudowany był również performance Michelle Rheaume z Kanady. Przydługie wystąpienie artystki wypełnione było dramaturgią i napięciem powodowanym różnymi zabiegami jak: nagranie rozpaczliwego krzyku kobiecego, balansowanie na kostce lodu, użycie ograniczonej ilości kolorów (czerń, biel i czerwień) czy równoczesne filmowanie działania artystki i rzucanie obrazu z kamery na ścianę.
Najgorętszym punktem „Interakcji”, który w moim odczuciu wzbudził najwięcej emocji był performance Ko Z Hkawng Gyunga z Birmy, który wystąpił na podwórku galerii i wprowadził organizatorów w zakłopotanie, a publiczność w rozdrażnienie. Zasadnicza część jego wystąpienia opierała się na działaniu z ogniem i gołębiami, przywiązanymi do niego za pomocą sznurka. Artysta wykazał się amatorstwem i nieznajomością pracy z „materiałem”, którego używał. Nie potrafił zapanować nad sytuacją, gdy wymknęła mu się spod kontroli. Ko Z chciał osiągnąć widok ulatujących gołębi, które zamierzał uwolnić w najbardziej napiętym momencie stąpania po wytyczonej z papieru, płonącej linii. Nie przewidział jednak, że ptaki, które są w szoku i ciężkim stresie nieruchomieją. Publiczność na tyle przejęła się wizją pieczonego ptactwa (do której na szczęście nie doszło dzięki przytomności organizatorów), że pożegnała artystę przejmującą ciszą. Ktoś skwitował: „taka jest Birma”, co natychmiast wprowadziło inny poziom refleksji. Kolejny performance, wykonany przez Mehdiego Farajpour, który wystąpił na festiwalu dwukrotnie, wszedł w interesującą relację i napięcie z pracą Birmańczyka. Artysta, cały ucharakteryzowany białą farbą, trwał w pozornie swobodnej pozycji siedzącej, wykonując nieznaczne ruchy. Jego głowa, prawa dłoń i stopa „uwięzione” były w trzech niewielkich klatkach dla ptaków. Jego milczącej mimice i teatralnym gestom towarzyszył śpiew (wolnych) ptaków dochodzący z pobliskich drzew. Pozornie różne prace powiązała wspólna narracja, której główną siłą był kontrast w sposobie doboru środków wyrazu, a w celu osiągnięcia zamierzonej ekspresji „mniej” znaczyło „więcej”.
Pozostałe akcje cechowała ciekawa rozpiętość tematyczna, trudną do krótkiego opisania. Performances: zagadkowy i poetycki Ronaldo Ruiza, lapidarny w formie Moego Satta oraz ciekawy, choć nieco za długi Gim Gwang Cheola, to tylko niektóre z nich. Performance Ruiza, pochodzącego z Filipin, wypełnione było aurą pełną poetyckich niedopowiedzeń i odnosiło się m.in. do relacji między człowiekiem a naturą. Artysta kreatywnie wykorzystał i dopasował swoją koncepcję do sytuacji przestrzennej podwórka mieszczącego się przy galerii. Wystąpił w czerwonym stroju, który mocno zaznaczał jego obecność i cielesność, co kontrastowało z serią następujących po sobie działań opartych na zakrywaniu i chowaniu swojej twarzy. Było to działanie służące jednoczesnemu zaznaczaniu i ukrywaniu swojej osobowości, czy też próbie samoidentyfikacji oraz jej unikania. Lapidarny i ujmujący w swej prostocie był performance Moego Satta z Birmy, oparty m.in. na gestach dłoni, animujących wygląd zwierząt. Bogatą w treść i możliwości interpretacyjne narrację stworzył pochodzący z Korei Gim Gwang Cheol. W jego trzyczęściowym, wieloelementowym wystąpieniu nakładały się na siebie symbole kultury współczesnej Wschodu i Zachodu tworząc coraz to nowe znaczenia. Nagromadzenie elementów odzwierciedlało przesyt informacjami, pędem cywilizacyjnym i postępującą globalizacją. Czerwony sznurek, którym artysta często się posługiwał wyznaczał granice, kierunki, ograniczał, dzielił i łączył. Gazety, strony ze słownika koreańsko-angielskiego podobizna Marylin Monroe i Hitlera, to wszystko podczas performance szczelnie wypełniało usta artysty, sugerując przesyt i ciężar jaki ponosi człowiek żyjący we współczesnym świecie.
Performances zaprezentowane w ramach „Off Interakcji” były przeglądem postaw młodych artystów. W przeciwieństwie do programu głównego program „Off” nie był tak zróżnicowany pod względem napięć i użytych mediów. Podczas całego festiwalu wielu artystów posiłkowało się transmisją wideo, bądź gotową projekcją. Wydaje się jednak, że włączanie różnych mediów w performance nie zawsze jest uzasadnione. Umiejętnie zaaranżowana transmisja, bądź projekcja wzmacnia odbiór, jednak źle użyta zakłóca go i rozprasza widza, który nie wie na czym koncentrować swoją uwagę. Interesującą wizualnie sytuację zbudowaną z dźwięku, światła i projekcji zbudował w swoim performance Ryszard Piegza. Artysta posłużył się nagraniem wideo, które powstało w Piotrkowie Trybunalskim oraz zestawem kół różnej wielkości wykonanych z drewna i metalu. Wprawione w ruch, wydawały dźwięki komponujące się z obrazem rzuconym na podłogę galerii, statyczne – służyły jako dodatkowe ekrany, dzięki którym wyświetlany obraz był płynny i nieustannie fluktuował. Festiwal zakończył późną nocą ponad godzinny performance Jacquesa van Poppela z Holandii, który nie poddał się presji czasu i zmęczeniu znacznej części publiczności. Tych, którzy zostali w sali zaczarował swoją nieprzeciętną osobowością i umiejętnością wciągania wątków z rzeczywistości w fabułę performance.
Podsumowując, niezwykle bogaty w różnorodność program festiwalu dostarczył publiczności dużo wrażeń i emocji, więc należy uznać, że założenie kuratora zostało zrealizowane. Zasada kontrastów czy też, jak określił ją Grabowski „sprzeczności i emocji” początkowo wydawała mi się niewyszukanym motywem przewodnim dla festiwalu z kilkunastoletnią tradycją, albo wybiegiem dla braku merytoryki: jeśli nie wiedzieć czym ująć publiczność, to zapewnić im dobrą rozrywkę. Jednak okazało się, że ten dość ryzykowny zabieg kuratora okazał się trafny: performances artystów wchodziły ze sobą w zaskakujące relacje, co nadbudowywało możliwości interpretacyjne i wymagało od widza nieustannego trzymania się na baczności, żeby niczego nie uronić. Stosunkowo równy, wysoki poziom zaprezentowany przez artystów, energia, którą wytworzyli oraz kilka przypadków i niespodziewanych zwrotów akcji, zbudowały wyjątkową atmosferę festiwalu.
Matko jedyna cóż to za brednie! ... Proszę wybaczyć ale takie jest właśnie moje zdanie a proszę mi wierzyć że obcowanie ze sztuką nie jest mi obce ... ale dość już mam tego "szokowania" lub prób "zaskoczenia" czy "zadziwienia" nazywanego sztuką - a najśmieszniejsi są ludzie którzy w patetyczny sposób opisują takie cudactwa nie mające ze sztuką nic wspólnego ... no błagam ... naoglądali się "pomysłów" w stylu fontanny Duchampa i każdemu się wydaje że jak pokaże coś szokującego, obrzydliwego lub zwyczajnie głupiego to będzie sztuka bo "zwróci uwagę" - a najśmieszniejsi są Ci którzy w patetyczny i przeintelektualizowany sposób opisują wybaczcie dosłowność: gołą babę na sznurkach plującą jakimś płynem - ideologię można dopisać absolutnie do wszystkiego - wiem bo uczono mnie tego na uczelni - ale to jeszcze nie jest SZTUKA - śmieszność nad śmiesznościami
OdpowiedzUsuń