______
Wiktor Kołowiecki
Z zaskoczeniem wparowałem delikatnie spóźniony na ostatni
wernisaż w Galerii Białej. Na ścianie rozpościerała się niesamowita mozaika
bohomazów jakiej nie widziałem już dawno w poważnej galerii. Po głowie chodziło
mi pytanie - gdzie się podział Kuśmirowski ze swym piecem, kiedy jest naprawdę
potrzebny? Ulgę moim oczom przyniosła dopiero ciekawa i zabawna realizacja
Michała Stachyry w Młodym Forum Sztuki. Jej żartobliwa koncepcja przyćmiona
została jednak przez ponury dowcip teoretycznie "ważniejszej" wystawy
na górze.
Już z daleka uderzyła mnie feeria kolorów zestawionych z
wyczuciem godnym daltonisty - ciężkie plamy zieleni i purpury mogą jeszcze
długo nawiedzać sny co wrażliwszych widzów. Powiedzmy jednak, że odbiór kolorów
jest kwestią dość subiektywną i mogliby się znaleźć koneserzy takiej sałatki.
Nie pomógł natomiast, choć może pomóc nie mógł, sposób rozmieszczenia obrazów
na ścianie. Obrazy-papugi przyćmiewały swoje delikatniejsze koleżanki, przez co
te bladły jeszcze bardziej, a tamte raziły jeszcze mocniej. Można się domyślić,
że ten rodzaj układu miał imitować swobodnie rozmieszczone pocztówki na tablicy
korkowej. Może stąd też decyzja o niedołączeniu tytułów obrazów. Może ktoś miał
nadzieję, że tym zamieszaniem zakamufluje zamieszanie w samych dziełach. Stało
się odwrotnie i chaos podkreślił chaos.
W obrazach Danuty Krupskiej-Sołowiej elementy abstrakcyjne
mieszają się z mniej lub bardziej rozpoznawalnymi przedmiotami i postaciami.
Autorka nie maluje jednak żywych ludzi, a raczej już ich reprezentacje, zdjęcia
lub obrazy. To samo można powiedzieć o przedmiotach. Obrazy obrazów, czyli
jakby to powiedział internet - imageception. W części dzieł da się zauważyć
swoistą "pocztówkową" kompozycję, gdzie w centrum obrazu wyróżniony
jest mniejszy prostokąt. Gdzieniegdzie pozostawiony został zupełnie nie wytarty
szkic ołówkiem - rozumiem, że to w duchu takiej surowej twórczości, która nie
zaciera za sobą śladów procesu tworzenia. Ślady te nie dodają jednak żadnej wartości
i wskazują jedynie na niedbalstwo.
Całość zresztą namalowana jest niedbale, jakby od
niechcenia, poza mniejszymi elementami. Powtarzającym się motywem są drobne
niby-konstrukcje przypominające modele robotów zbudowane z klocków Lego
Technic. Ikonografia jaką możemy tu odnaleźć jest albo do bólu banalna, albo
całkowicie hermetyczna - elementy uniwersalne mieszają się z jakimiś prywatnymi
odniesieniami, zupełnie nie zrozumiałymi dla odbiorcy. Spotykamy tu owieczki,
śmierć z kosą, samoloty, zakonnice, jakiegoś faceta w negliżu na chmurce,
fragmenty architektury - trąci to trochę spóźnionym postmodernizmem bez polotu.
Wszystko zatopione jest w płaskich tłach i deseniach, które porównałbym chętnie
do secesyjnych, gdyby nie fakt, że są tak bezlitośnie brzydkie. Pozytywnie z
tego zbioru wyróżniał się jedynie obraz o tytule "Lew" -
kolorystycznie udany, o starannej symetrycznej kompozycji i kreujący prawdziwie
intrygującą przestrzeń. Moją uwagę przyciągnął również obraz bez tytułu,
przedstawiający twarz kobiety zamkniętą w koncentrycznych kręgach.
W dołączonym do wystawy tekście Dariusza Głowackiego,
przeczytać możemy, że: "Obecny w obrazach element mistycyzmu wydaje się
być echem ikony, możemy także doszukiwać się w nich wpływów Giotta, fascynacji
sztuką renesansu, czy malarstwem islamskich miniatur" - jak również
wpływów sztuki paleolitycznej, jazzu, Gazety Wyborczej i ciastek
"kokosanek", co nie zmienia faktu, że rezultat jest mierny.
Inspiracje (rzeczywiste czy wyssane z palca) można mnożyć w nieskończoność, ale
nie czyni to sztuki lepszą, a ich nadmiar może być, jak w tym przypadku,
destrukcyjny. Błędem było nie dołączenie tytułów obrazów (a takowe istnieją,
jak dowiadujemy się z folderu), które mogłyby choć trochę pomóc w dotarciu do
intencji autorki. Nie wątpię bowiem, że artystka miała "coś" na myśli
tworząc swoje obrazy, jednak nie dała szansy odbiorcy na dotarcie do tego
"czegoś".
Dalej czytamy: "pozorna niespójność i chaos obrazów
jest zarazem najbardziej frapującą i interesującą ich cechą". Dostrzegam
jedynie kilka problemów w tym trafnym zdaniu - niespójność i chaos nie są
pozorne, ani tym bardziej interesujące, za to frapują mnie mocno. Następnie
wyjaśniony jest koncept wystawy: "kalka języka nakładana na świat
powoduje, iż zapominamy o tym, że percepcja jest raczej sekwencją przypadkowych
i chaotycznych obrazów i skojarzeń. Artystka przypomina nam, iż nasz ogląd
świata to w istocie nawarstwienie wspomnień, oczekiwań, pomieszanie melodii i
smaków." - to tylko ładniejszy sposób na powiedzenie, że artystka
zagubiona jest w nadmiarze wrażeń oferowanych przez współczesny świat. Jeśli
jednak rzeczywiście jest to "program artystyczny" autorki, to jest to
manifest lenistwa - świat jest taki skomplikowany, że nie chce mi się go
porządkować. Równie dobrze można rozrzucić zawartość śmietnika po galerii - cóż
to byłoby za "nawarstwienie wspomnień" i "pomieszanie
smaków"!
Danuta Krupska-Sołowiej namalowała obrazy dla samej siebie i
błędem jest, że znalazły się w galerii. Jest to malarstwo niezwykle niedojrzałe
i naprawdę ciężko było mi uwierzyć, że wyszło spod pędzla 47-letniej artystki.
Nie wierzę w wyrafinowane treści, które mają się tam znajdować - widzę chaos i
kompletny brak pomysłu. Choć kolokwialne słownictwo nie przystoi krytykowi,
czasem trzeba nazwać rzeczy po imieniu. To jest brzydkie.
Danuta Krupska-Sołowiej
Pocztówki
27.04.2012 - 19.05.2012
Galeria Biała
Jeśli coś jest tutaj brzydkie, to w pierwszej kolejności wymieniłabym"wystrój"tego bloga, który nie zachęca do głębszych rozważań. Po drugie styl, którym posługuje się autor tekstu, nieadekwatny do tego, aby pisać o sztuce, dobry, jeśli chce się wyprodukować pusto brzmiące, na siłę agresywne i czysto wrażeniowe wypowiedzi... Radziłabym trochę więcej namysłu, skoro już wypowiada się Pan o sztuce. Chyba, że jest to "manifest lenistwa"albo stworzył go Pan dla samego siebie. Jeśli tak - ubolewam, że znalazł się na tym brzydkim blogu i zmusza mnie do tego, abym tak nieładnie się o nim wyrażała...
OdpowiedzUsuńStudentka ASP