Wiktor Stribog, Autodygresja |
Wiktor
Stribog: Nie jestem w stanie tego oszacować, niektóre prace wisiały nawet
miesiącami niedokończone, ale przeważnie większa część rysunku zostaje
stworzona w ciągu dwóch lub trzech „podejść”. Zawsze przerywałem pracę kiedy
czułem, że „zmuszam” się do rysowania – nie na tym polegał proces. Nie chciałem
projektować zbyt dużo „zewnętrznych” emocji na rysunek, wolałem, żeby
mózg-maszyna pracował sam.
LK: Jeśli
połączenia labiryntu kresek rządzą się senną logiką, czy któraś z prac zawiera
element z sennej rzeczywistości?
WS: Można
powiedzieć, że swoją metodą tworzenia symuluję proces tworzenia się marzenia
sennego, które rodzi się z losowych impulsów – obrazów, dźwięków, emocji, które
staramy się najlepiej jak umiemy złożyć do kupy. Jest to porównywalne do
kręcenia filmu na żywo, bez żadnego przygotowania, gdy cały czas coś nowego wskakuje
przed kamerę. W tym sensie efekt może być podobny do marzenia sennego.
Wiktor Stribog, Momentalna konwergencja |
WS: Powiedziałbym
raczej, że wyzwala. Edukacja ma swoje dobre i złe konsekwencje. Z jednej strony
uczy logicznego myślenia, sposobów poznawania świata, ale jednocześnie zaśmieca
umysł milionem niekoniecznie potrzebnych informacji, a tych ciągle przybywa.
Ludzie czytają teraz więcej niż kiedykolwiek wcześniej (choć nie są to książki,
a treści internetowe), ich mózgi są permanentnie przeciążone - niezależnie od
wartości i jakości przyjmowanych treści. W 1969 roku zespół King Crimson nagrał
znakomity utwór 21st Century Schizoid Man,
który okazał się proroczy. Oczywiście „uprzedzenia” umysłu można omijać na
różne sposoby, z którymi eksperymentuję w innych moich projektach.
LK: W
rysunku zatytułowanym Momentalna
konwergencja roślina jest jedynie rozmówcą, czy zaraz będzie czymś więcej
niż rośliną?
WS: Może
zawsze była czymś więcej niż to, co mamy na myśli mówiąc „roślina”. Brak ruchu
(a właściwie bardzo powolny ruch) bywa mylący. Nawet z paprotką łączy nas
dalekie pokrewieństwo. Badania wykazały, że psy przez wieki bytowania u boku
człowieka stały się znacznie inteligentniejsze (niektórzy twierdzą nawet, że
wykształciły zalążki moralności), rośliny doniczkowe również towarzyszą nam już
od jakiegoś czasu – kto wie co im w korzeniach siedzi.
LK: Czy
tam, gdzie rysujesz, stoją doniczki?
WS: W
akademiku, gdzie powstały późniejsze prace, nie. Natomiast w moim własnym
pokoju mam paprotkę – wiecznie na krawędzi uschnięcia. Była tam odkąd pamiętam
i nigdy nie zwracałem na nią większej uwagi – do czasu pewnego niedorzecznie
wręcz dziwacznego zdarzenia. Żeby nie wyjść na wariata, uznałem to, co
przeżyłem za niezwykły zbieg okoliczności, jednak zawsze zostaje cień
wątpliwości. Pięknie jest myśleć, że na świecie są jeszcze tajemnice.
LK: Kim
jest Stribog?
WS: Stribog
jest słowiańskim bóstwem wiatru, a także bardzo zabawną zbitką liter. Nie
pamiętam, który powód był ważniejszy, gdy wybierałem sobie to nazwisko pięć lat
temu.
LK: Kiedy
powstał pierwszy rysunek, który zdecydowałeś się pokazać innej osobie?
Wiktor Stribog, Wielkosymfoniczny kapelusz na chwilę przed śmiercią |
LK: Czy
dostrzegasz wpływy innych artystów w swoich pracach?
WS: Nie
myślę o tym. Sądzę też, że trudno mówić o wpływach innych artystów na rysunki
powstałe w ten sposób. Oczywisty jest jednak wpływ surrealizmu na samą metodę.
LK: Z
którą z tych prac się najbardziej utożsamiasz i w jakiej relacji?
WS: Chcę
wierzyć, że metoda, którą się posłużyłem zawiodła mnie na jakiś głębszy poziom,
gdzie praca nie mówi już o mnie, a o czymś bardziej esencjonalnym. Rysunki
traktuję jak żywe byty – jestem z nimi związany jak z przyjaciółmi, a
jednocześnie zawsze pozostają do pewnego stopnia obce, tajemnicze. Wiem o nich
tyle, ile mi powiedzą, lub tyle, ile się domyślę. Jeśli miałbym wybierać, to
powiedziałbym, że najbliższa jest mi Autodygresja
i Wielkosymfoniczny kapelusz na chwilę
przed śmiercią.
Wiktor Stribog, Nieznośne echa wsteczne |
WS: Postać
na dole próbuje ruszyć do przodu, jednak każda część jej ciała rezonuje, tworzy
ciężkie echa, które spowalniają ten pęd. Postać na górze to wszelkie zło
zebrane razem: wspomnienia, żale, pragnienie wygody i miłości – wszystkie te
nieznośne małostki stojące na drodze rozwoju człowieka. Przeszłość ciągnie się
i rośnie na człowieku jak włosy – do pewnej długości wszystko jest w porządku,
ale potem włosy się plączą, ludzie je przydeptują, zachodzą na oczy i
zasłaniają drogę, a w końcu zamieniają się w jeden ciężki kołtun. Przeszłość
trzeba regularnie rozczesywać i przycinać.
LK: W
pracy Autodygresja widzimy
instrument, aparat tlenowy czy biologiczną część trzymającego go delikwenta?
WS: Widzimy
„jakieś” przedłużenie . Delikwent myśli, że jeszcze jest to coś
zewnętrznego - instrument, nad którym
panuje. My widzimy, że instrument jest już częścią delikwenta i co gorsza
powraca do niego niczym przerośnięty paznokieć u nogi, podwijający się w bucie.
To portret narcyza produkującego z każdą wypowiedzią dziesiątki dygresji na
swój temat.
LK: Jaki
efekt może wywołać Rezonesans, czy
podkład dźwiękowy wystawy ułatwia poddanie się procesowi wczytywania w szum
informacji?
WS: Jest
to trochę taki „spin-off” innego pomysłu na wystawę, którą zamierzam
zrealizować w przyszłości. Rysunek jest tylko jednym z mediów, którymi się
posługuję, a każde medium można przełożyć na drugie. Wpadłem na to słuchając
poematów symfonicznych – postanowiłem wtedy odwrócić proces i stworzyłem utwór
muzyczny, który następnie opowiedziałem wierszem, którego struktura
podporządkowana była strukturze utworu. Ambient, który powstał do wystawy Rezonesans łączy z rysunkami podobnie
pół-automatyczny proces tworzenia i rzecz jasna atmosfera.
LK: Co
oznacza Rezonesans?
WS: Myślę,
że jest to dość proste do rozszyfrowania. Zaczyna się od słowa „rezonans”,
który opisuje formę rysunków, a także proces zachodzący w mózgu podczas snu.
Następnie mamy renesans – odrodzenie się mózgu, oczyszczenie ze śmieci. Jest
jeszcze rekonesans, który jest już prywatnym odwołaniem do tytułu jednego z
(licznych) niedokończonych utworów muzycznych. Kilka ostatnich lat było dla
mnie okresem szaleńczej wręcz twórczości w słowie, obrazie i dźwięku, która
zbiegła się z dosyć twardym zderzeniem z rzeczywistością. Dziesiątki nieudanych
dzieł oddały swe życie w procesie tworzenia się mojej wrażliwości artystycznej
i charakteru. Nikogo oczywiście nie interesuje ta ofiara, dla mnie jednak każde
dzieło jest żywym bytem i tą nazwą chciałem oddać należny hołd dziełom, które
nie dotrwały do czasów, gdy jestem odważny na tyle żeby je pokazać.
Wiktor Stribog
Rezonesans
20 –
26.04.2012
Chatka
Żaka
Ciekawe czy w momencie udzielania tego wywiadu Wiktor Stribog miał już w głowie Krainę Grzybów.
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń